


No i właśnie szylkretkę los postawił na mojej drodze. Szylkrecia /na razie bezimienna/, ok. 5 mczna. Zobaczyłam ją w piątek w Azylu w Konstancinie w którym jestem wolontariuszką pomagającą oswajać kotki do adopcji i wynajdującą kociaki niewidzące, z pomocą forum znajdując im domy i choć myślałam że jestem mocniejsza psychicznie prawie się popłakałam.





Na zdjęciach nie wszystko widać


Chyba po raz pierwszy tak zareagowałam. Po prostu nie wiem co robić. Bo choć w Azylu teoretycznie walczy się o każde futerko, to tutaj... Boję się myśleć. To nie jest zwykły przypadek

Jest osoba która rzuciła propozycję umieszczenia kotki w lecznicy, leczenia na swój koszt, sprawa na razie otwarta, nie podjęłam żadnych rozmów w Azylu, bo jeśli kotunia po podleczeniu miałaby wrócić z powrotem...
Ja niestety nie powinnam brać kolejnych kotów do domu, bo sytuacja w moim pięciokotnym stadzie jest mocno nieciekawa. Najstarsza rezydentka Ksika wielka boidoopka ostatnio mieszka w łazience z własnej woli, a Gałcia 10 dniowy pobyt Alusia przeczekała u nas w łóżku. Teoretycznie krzywda im się nie dzieje, ale nowe koty zaburzają spokój, więc niestety będę pomagać, ale nie będę brać tymczasów

Wiem - wszystkie domy tymczasowe zapchane po dach. W pierwszej kolejności trzeba zabrać te koty które zamarzają na dworze, ale ta kotuńka to też wypadek wyjątkowy


Domek tymczasowy potrzebny jak powietrze


