Kiedyś miałem Dom, a w nim Dużego, mojego Dużego...Mój Duży był faktycznie Duży, wyglądał jak marynarz z bajki, miał siwe włosy, siwą brodę i wąsy, miał piękny duży- wygodny dla kota mięciutki brzusio. Mieszkaliśmy sobie na parterze, Duży pozwalał mi schodzić na trawkę, nawet mi kłodę drzewa do tego przystawił abym nie musiał zeskakiwać tylko majestatycznie schodzić. To były cudowne i miłe chwile...rozmarzam się na same ich wspomnienie...I nagle coś się stało, przyjechali ludzie w białych fartuchach i Go zabrali.... i zostałem sam...Duży już nigdy nie wrócił....za to wrócili inni i otworzyli mi drzwi balkonu...ucieszyłem się, miałem nadzieję, że mój Duży wkrótce wróci, ale on nie wrócił i nikt już mi tych drzwi nie otworzył, czekałem, płakałem....zostałem sam...nie było łatwo radziłem sobie jak mogłem, było coraz zimniej...straciłem nadzieję...Któregoś dnia zobaczyłem ją jak szła z psem postanowiłem zaryzykować-wyskoczyłem otarłem się o nogi i miauknąłem, no opłaciło się dostałem jeść. Potem dostawałem jeść już codziennie. Na polu było coraz zimniej... i któregoś wieczora zostałem zabrany do domu. O kurcze mówię Wam Dom, Dom, Dom!!!!! Duży, który mnie wziął na ręce i zaniósł do domu powiedział Jej "słuchaj z nim coś jest w ogóle nie chce jeść, tylko miauczy, no to go wziąłem na ręce i przyniosłem...."
Postanowiliśmy Maksymiliana-Borysa zabrać na tymczas i całe szczęście, gdyż miał zapalenie dziąseł,które bezpośrednio zagrażało jego życiu, bo nie chciał nic jeść, świerzb i pchły to oczywista sprawa u podwórkowych kotów. Maks jest wyleczony, wykastrowany, uwielbia psy i ludzi, trochę mniej koty, ale pracujemy nad tym.
Jego pan umarł, jeszcze dziś mam przed oczami widok jak chodzi z nim na ramieniu po balkonie, albo czyta książkę a on leży na parapecie, lub mu na kolanach....
Maks potrzebuje domu!
A oto Maks:






