Na początku października adoptowałam kotkę z łódzkiego schroniska. Podróż zniosła bardzo źle, nie wiem czy widziałam kiedyś bardziej przerażonego kota. Bardzo boi sie jazdy samochodem, a najbardziej chyba zamknięcia w transporterze.
Uspokoiła sie od razu jak tylko zobaczyła nowy domek. Zwiedziła wszystkie kąty po czym cały wieczór domagała sie głaskania. Zaufała:)
Niestety następnego dnia dostała biegunki, czasem ze śladami krwi. Pani doktor stwierdziła zapalenie jelit i przez kilka kolejnych dni Mia dostawała zastrzyki. Na szczeście przeszło. Miałam też karmić ją kurczakiem i Royalem Intestinal. Kurczaka je chętnie, suchej karmy wcale - chyba przez to, że ma tylko 4 kły i trudno jej gryźć. Poza tym troche wybrzydza:), czasem sie conajwyżej skusi na saszetkę.
Czy to nie jest trochę zbyt monotonna dieta? Jeśli tak to co mogłabym spróbowac jej wprowadzić?
Poza tym sprawa sterylizacji - przy adopcji usłyszałam, żeby umówić sie mniej więcej za miesiąc. Przy następnej wizycie, że nie ma po co, bo jeśli nie miała golonego brzuszka to nie wiadomo czy nie była sterylizowana u poprzedniego właściciela i lepiej poczekać na ruję. Teraz sama nie wiem co z tym robić..
I jeszcze sprawa kuwety.. pare razy zdarzyło jej się nie trafić. Przejmować się tym, czy mieć nadzieje, że problem minie?
Poza tym jest cudowna. Wystarczyło kilka dni i z chudej biedy, niepewnie stawiającej łapki robi się coraz piękniejsza kocica. Tylko miziasta została tak samo:)
Jeśli któraś z was pamięta Mię ze schroniska byłabym wdzięczna za każdy szczegół. Tak pytam tylko z czystej ciekawości, bo bardzo mało wiem o jej przeszłości.












