Sąsiedzi widzieli go już wcześniej, ale ja zobaczyłam dopiero dziś. Maleńtas krówkowy, na oko dwuipółmiesięczny. Zaniedbany, brudny i chyba zarobaczony, oczka załazawione, ale na nic poważnego to nie wygląda, zwykłe przeziębienie. Nakarmiłam bidę na ganku bo dostał lanie od moich przydomowych kocurów kiedy zbliżył się do ich misek. Bardzo bym chciała, ale nie mogę dać mu tymczasu, pomijając, że już jeden kociak siedzi u mnie już od jakiegoś czasu i nikt o niego nawet nie pyta, matka dostała piany na ustach i zwyzywała mnie od popier... i kur..., wrzeszczała, że go otruje, musiałam go wynieść z powrotem na dwór
Jest zimno, ten maluch cały się trząsł. To synek niegdyś wyrzuconej i zupełnie już zdziczałej kotki, która pojawia się i znika. Zasadzałam się na nią kilka razy i nic, potem zniknęła na dłuższy czas, a teraz to...

Maluszek najpierw długo uciekał, ale zwabiłam go puszką i złapałam bez trudu, boi się, ale widać, jak bardzo chciałby zaufać, już po chwili mruczał mi na rękach... Błagam, wiem, że teraz jest straszny okres, ba, zawsze jest straszny okres, ale może ktoś będzie mógł?? On ma szansę na bycie domowym miziakiem. Tylko potrzebuje DT! Ratunku!!!



