

Przed ósmą rano zostałam powiadomiona, że na przystanku przy ul. Jana Pawła II w Lublinie siedzi oswojony kociak. Ruch na jezdni jak 150, ludzi jeszcze więcej. Poszłam.
Zanim dobiegłam z kontenerkiem, kot zniknął…
Pytam ludzi czy nie widzieli.
-‘Taki mały, bury? Tak, był, ale przed chwilą wsiadł do autobusu’…
- Sam?!
- ‘tak, sam. Prywatne 44’.
Wróciłam pod blok po samochód. Stwierdziłam, że niedługo dorwę autobus, ale utknęłam w tak koszmarnie długim korku na osiedlu, że straciłam nadzieję na odnalezienie malucha.
Po 20 min udało mi się wydostać z kolejki i ruszyłam w stronę końcowego linii 44. Jednak na jednej z ulic zobaczyłam autobus!
Wsiadłam do niego. Pytam kierowcy:
- Czy jest tu gdzieś mały kociak?
–‘Tak, gdzieś tam był’.
Pytam ludzi…
Nagle jedna z dziewczyn na końcu autobusu podnosi ślicznego przestraszonego buraska!!!
Czwórka (takie imię otrzymała po tym jak na gapę jechała przez pół miasta;) ma 4 miesiące, jest całuśna, zadbana i potwornie zmęczona.
Pazurki czyściutkie, sierść też, kot całkiem gruby, oswojony. Pewnie ktoś wyrzucił z auta. Często tak się dzieje na Jana Pawła. I z psami i z kotami…
Poszukuję dla kociny tymczasu. Obecnie przebywa na strychu u mojego znajomego. Tam ani zbyt przytulnie, ani zbyt ciepło nie jest. Niestety nie miałam innego wyjścia, jak umieścić ją na poddaszu. Na noce znoszona jest do pokoju.
Macie jakiś pomysł na dom? Sprawa dość pilna…