Historia Felki i Wacusia/Wacuś odszedł-strasznie to trudne!

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto sie 12, 2008 22:36 Historia Felki i Wacusia/Wacuś odszedł-strasznie to trudne!

Witam Wszystkich Kociarzy, Zakoconych, Wielbicieli i Wszystkich uzależnionych od tej niezwykłej Kociej Miłości :)

Najpierw była Felka i miała być tylko tymczasem...
Koleżanka mojego syna znalazła ją gdzieś na dworze, była nieprzytomna z odwodnienia i wygłodzenia, zawinięta w brudnym ręczniku... Dziewczynka powiedziała: niech ją pani weźmie, ja mam już trzy koty i mama nie chce się zgodzić na czwartego... tylko trochę odchować, potem ją wywiozę na wieś... właśnie szłam do domu z pracy, byłam zmęczona, myślałam o czym innym...
Mam taką pracę, że często wyjeżdżam na dwa trzy dni, więc powiedziałam, że może ktoś inny, bo ja nie będę mogła się nią zajmować...
Za jakiś czas mój syn wpadł do domu i opowiada, że ktoś mu powiedział, że jakieś bachory-potwory ją rzucały...(nie chciałam słuchać co jej robili :evil: ) i ona ma złamany koniec ogonka... i ona tam leży pod krzakiem...
Był koniec czerwca, ale noce były zimne... powiedziałam do syna: przynieś ją i idź kup mleko...
Jakimś szczęśliwym trafem, dzięki Opatrzności Boskiej, czy innym cudom, nic szczególnego jej nie dolegało. Wet orzekł, że ma ok. 5-6 tygodni, chociaż wyglądała na trzytygodniowego kociaka - tak była zagłodzona, że nie urosła. Ważyła niecałe 50dkg. Była oczywiście strasznie zapchlona, tak bardzo, że miała ranki na całym ciałku, tak ją te pchły gryzły. No i ma złamany czubek ogonka...
Wychuchaliśmy ją, wykarmiliśmy i wykochaliśmy :lol:
Dziasiaj Dostojna Królewna - Felicja ma trzy lata, jest cała czarna (w słońcu wygląda jakby była w kolorze gorzkiej czekolady) i ma bursztynowe oczy. Jest bardzo wierna, grzeczna, zupełnie niekłopotliwa, nie marudzi, nie budzi, nawet nie dopomina się jedzonka, jeśli jeszcze nie zdążyłam dać do miski... To z naszego punku widzenia, bo wszyscy się jej boją...bo Felka ma traumę z dzieciństwa: nie akceptuje innych ludzi, ani innych zwierząt, nie daje się głaskać, ani przytulać, nam się daje tylko wtedy kiedy ona przyjdzie i chce się poprzytulać, a każdego obcego, który chce "pogłaskać kotka", wali bez ostrzeżenia, trzema szybkimi ciosami z ostrymi pazurami wystawionymi najdalej jak się da... fuczy, prycha i syczy. Jak ktoś jej nie rusza, to nie atakuje sama, ale nie pozwala się do siebie zbliżyć nikomu obcemu. Ludzie jej zrobili krzywdę i ona nie lubi ludzi. Akceptuje tylko nas, a najbardziej kocha mojego syna: on ją wychował i wyprzytulał od maleńkości i jemu pozwala nawet obciąć pazurki... trochę warczy, ale pozwala.
Mnie trochę znielubiła, bo wzięłam sobie Wacusia... ale akceptuje, bo przecież pańcia daje jeść :)

O Wacusiu opowiem jutro...

Taka była Felka malutka

Obrazek

i jeszcze taka

Obrazek

A teraz jest juz całkiem dorosła kota

Obrazek

tu jest bardzo dzika, bo upolowała czerwonego ptaszka :)

Obrazek

i jeszcze Felka w zbliżeniu

Obrazek :evil:
Ostatnio edytowano Czw maja 23, 2013 12:19 przez moni_f, łącznie edytowano 18 razy

moni_f

 
Posty: 584
Od: Pt sie 08, 2008 19:59
Lokalizacja: Lublin

Post » Pt sie 15, 2008 21:41 Historia Wacusia! odcinek I

Historia Wacusia zaczęła się w momencie kiedy byłam w delegacji, na szkoleniu. Zadzwonił do mnie syn i mówi, że pożyczył sąsiadce klatkę-koszyk na kota, bo łapią kotka pod naszym blokiem. :?:

Co się potem okazało: Wacuś, jako 2-miesięczny kociak, był przyniesiony przez jakieś dzieci do lecznicy, bo się błakał koło śmietnika. Weci go nakarmili, odpchlili i odrobaczyli i szukali mu domku.

Ale przez całe lato nikt Wacusia nie chciał i nikt go nie wziął :cry:

Wetka brała go na weekendy do domu, żeby nie siedział sam w lecznicy i kiedyś jej poprostu uciekł. I tak znalazł się pod naszym blokiem. On się gdzieś niedaleko pewnie urodził (ja mieszkam blisko tej lecznicy) i pewnie dlatego tu wrócił. Sąsiadka go widziała w lecznicy i go poznała, dlatego wiedziała, że to Wacuś... Syn mi mówi, chodź do lecznicy, zobaczysz Wacusia...


Wacusia, przygarnęliśmy we wrześniu ubiegłego roku, jako 4-miesięcznego kocurka. Felka wówczas miała 2,5 roku i jak na prawdziwego kota przystało była głęboko przekonana, że jest królową tego domu, a my jesteśmy jej podwładnymi.

Wacuś też ma za sobą trudne dzieciństwo: okres bezdomności, pogotowie opiekuńcze, czyli 2-miesięczny pobyt w lecznicy w oczekiwaniu na rodzinę adopcyjną, wreszcie ucieczka z rodziny zastępczej i gonitwa przez miasto, do miejsca gdzie się urodził.
Odległość jaką pokonał to w linii prostej ok. 2,5km., przez centrum 40tyś. miasteczka, ale nie wiemy przecież którędy dokładnie biegł.
Trauma po tym wydarzeniu jest taka, że panicznie boi się samochodów. 8O
Jak go zaadoptowałam nie był jeszcze wykastrowany, nie umiał się przytulać, ani nie znajdował przyjemności w głaskaniu, bo nikt go nigdy nie głaskał, nie lubił być brany na ręce, i... kradł jedzenie, bo uważał, że musi walczyć o jedzenie żeby przeżyć...
Przez jakiś czas, w lecznicy mieszkał w jednym pomieszczeniu z psem, który miał łapę w gipsie i ten pies pewnie zabierał mu jedzenie, bo Wacuś na początku wyszarpywał mi jedzenie z rąk jak mu szykowałam, chował się w kąt i jadł bardzo szybko...
:x
Długo trwało zanim zrozumiał, że nie musi walczyć o jedzenie...

tak wygląda Wacuś:

Obrazek
Ostatnio edytowano Wto sie 19, 2008 10:52 przez moni_f, łącznie edytowano 2 razy

moni_f

 
Posty: 584
Od: Pt sie 08, 2008 19:59
Lokalizacja: Lublin

Post » Pt sie 15, 2008 22:03

Na początku było trochę ciężko, musieliśmy izolować je od siebie, szczególnie na noc. Felka syczała, fuczała, walila pazurami, gryzła. Wacuś był cierpliwy i bardzo chciał się zaprzyjaźnić ze "starszą siostrą"... :wink:

Dzisiaj chyba się już zaakceptowały. Nie wygląda na to, że się uwielbiają, ale się tolerują i wyraźnie za sobią tęsknią kiedy np. z jednym gdzieś wyjdziemy, a drugi zostaje. Co prawda nie śpią razem, nie liżą sobie uszek, :( ale nie biją się tak jak na początku, nie fuczą, nie syczą na siebie...

Po prawie 10 miesiacach u nas, Wacuś lubi być głaskany, mruczy, wywala brzuchol do miziania i... już wie, że nie musi kraść jedzenia (chociaż zawsze podejrzewa, że ta czarna dostała coś lepszego i jak ona skończy jeść to on leci do jej miski sprawdzić i musi spróbować :)

A Felka zrobiła się bardziej przyjazna dla innych ludzi i innych kotów. Ich wspólne zabawy polegają głównie na gonitwach przez całe mieszkanie, szczególnie intensywne galopady odbywają się między 4.00 a 6.00 rano ;-)) Jest naprawdę wesoło. Mam trochę świeżych doświadczeń z oswajania dwóch niełatwych kocich charakterków - chętnie służę poradami ;-))))

moni_f

 
Posty: 584
Od: Pt sie 08, 2008 19:59
Lokalizacja: Lublin

Post » Pt sie 15, 2008 22:23

26 czerwca br. byłam na prześwietleniu RTG mojego kotka Wacusia. Okazało się, że ma powiększoną prawą komorę serca, prawy przedsionek i zmiany w płucach nieznanego pochodzenia.

Objawiało się to tym, że po gonitwach po mieszkaniu, lub po jakiejś zabawie, w której sporo skakał - miał zadyszkę. Wystawiał zwinięty w rulonik, różowy języczek i dyszał jak złachany pies.

Dodam jeszcze, że Wacuś jest szczupłym, młodym kotkiem, ma 1 rok i jest bardzo ruchliwy, pobudliwy i ciekawy świata.
Najczęściej gania po mieszkaniu (niezbyt dużym, dodam, 2 - pokojowym ;-) razem z kotką, 3-letnią, grubszą od niego. Po niej nie widać żadnego zmęczenia, a on pada i dyszy, jakby się dusił, albo serduszko nie dawało rady.

Wet zasugerował na poczatku, że to niedobory TAURYNY w jego kocim dzieciństwie mogły spowodować wadę serca i stąd ten stan teraz. Epizod z biegiem przez całe miasto, kiedy to uciekł z domu wetki, mógł pogorszyć jego stan.
cdn.

moni_f

 
Posty: 584
Od: Pt sie 08, 2008 19:59
Lokalizacja: Lublin

Post » Pt sie 15, 2008 22:46

7 lipca byłam na kolejnym badaniu z moim kotkiem chorym na serce - Wacusiem. Miał robione echo serca - czyli badanie podobne do usg. Musiał mieć wygolone futerko na boku pod lewą łapką. Bardzo się bał biedaczek i dużo nerwów nas wszystkich to kosztowało. Najpierw przez dwie lekarki wet. był osłuchiwany - to trwało dość długo, potem to golenie futerka - niby nie boli, ale jak to wytłumaczyć kotu, który się boi; potem badanie tym aparatem, też dość długo, bo muszą uchwycić serce w kilku położeniach i dokładnie zbadać i zrobić zdjęcia.
Trzymałam go przytulonego do mnie obiema rękami i pomiędzy moimi rękami było "pole operacyjne". Jak chciałam go trochę przesunąć na tym stole i musiałam odsunąć od siebie, to nie mogłam, bo tak się bał, że przywierał do mnie całym ciałkiem.

Może to badanie w sumie nie trwało tak długo, ale mnie się wydawało, że długo. Z zegarka wynika, że ok. 30-40 min. (razem z goleniem futerka).
Potem zebrało się "konsylium" i zaczęli debatować co mu jest, czyli analizować te wyniki badania - dwie wetki i jeden wet z dr przez nazwiskiem.
Powiedzieli mi, że ta postać wady serca jest identyczna jak u maine-coonów, więc musi być spokrewniony z tą rasą (cechy zewnętrzne też na to wskazują: wygląd, waga, umaszczenie). Tylko to akurat wątpliwe pocieszenie dla mnie w obliczu takiej diagnozy. Dostaliśmy leki, receptę na kolejne "ludzkie" leki "nasercowe" i zalecenia aby kotek się nie męczył, nie stresował i nie denerwował.
Jak przeczytałam ulotki z tych leków, to aż się włos jeży na głowie, jakie mogą być skutki uboczne, szczególnie dla nerek i wątroby. Już nie wiem co gorsze i boję się kolejnych powikłań.

Obczytałam wszystko co znalazłam w necie na temat kardiomiopatii przerostowej u kotów... wiem, przede wszystkim, że ta wada nie dotyczy tylko kotów rasowych (a tak sugerowali weci). Nie śmiem twierdzić, że oni się nie znają, ale to są bardzo młodzi lekarze, i nie są kardiologami... ale są ludzmi o ogromnym sercu dla zwierząt i robią wiele dobrego dla bezdomnych kotów i psów z okolicy (mieszkam pod Lublinem).

Oczywiście mogę szukać dobrego kardiologa w Lublinie, ale problem z Wacusiem jest taki, że on się panicznie boi jeździć samochodem... ba, on się boi samochodu z zewnątrz... a w jego stanie, nie powinnam narażać go na takie stresy.

Powiedzcie jak się leczy koty, które mają tę wadę serca???
I może ktos zna dobrego kardiologa w Lublinie, może się zgodzi na wizytę domową... :(

Wacuś jest piątym kotem w moim życiu, ale pierwszym z wadą serduszka... :cry:

moni_f

 
Posty: 584
Od: Pt sie 08, 2008 19:59
Lokalizacja: Lublin

Post » Pt sie 15, 2008 22:58

a ktoś to czyta w ogóle, co ja tu piszę... :?:

tak nieśmiało zapytam :?: :wink:

moni_f

 
Posty: 584
Od: Pt sie 08, 2008 19:59
Lokalizacja: Lublin

Post » Pt sie 15, 2008 23:14

ja czytam :) i muszę powiedzieć, że masz piękne koty :love:
a jakie futerka mają zadbane i błyszczące :)

Niestety nie mam wiedzy ani doświadczenia jeśli chodzi o choroby serca, ale na pewno na forum znajdzie się ktoś, kto coś podpowie :ok:

mokkunia

 
Posty: 22181
Od: Wto gru 20, 2005 18:14

Post » Pt sie 15, 2008 23:35

Moni ja też niczego nie doradzę ani nie podpowiem, ale trzymam kciuki i będę do Was zaglągać.

Śliczne koty, a Wacuś wyjątkowo piękne ma te miodowe kolorki :D

Za Wacusia :ok: :ok: :ok:

Moni tu masz kontakt do b. dobrego specjalisty od serduszek. Wyślij mailem zdjęcia serduszka i poproś o opinię (co parę głów to nie jedna).
Dr.Niziołek (kliknij na nazwisko)
Ostatnio edytowano Pt sie 15, 2008 23:44 przez Amika6, łącznie edytowano 1 raz
Obrazek

Każda przykrość nas dotyka, tylko niektóre szczególnie.

Amika6

Avatar użytkownika
 
Posty: 10613
Od: Śro sty 24, 2007 18:48
Lokalizacja: Chełm (Lubelskie)

Post » Pt sie 15, 2008 23:35

a dzięki, dzięki :) w imieniu moich kotów :)

Dostojna Królewna Felka - doskonale sobie zdaje sprawę ze swojej urody :) , a Wielce Przystojny Kawaler - Wacuś bardzo się ucieszy ze słów uznania :lol:

moni_f

 
Posty: 584
Od: Pt sie 08, 2008 19:59
Lokalizacja: Lublin

Post » Sob sie 23, 2008 21:51

Wacuś dostarcza nam stale nowych ekscytujących zdarzeń :wink:

Aby historia Wacusia była kompletna przekopiuję tu mój post z innego forum, z dnia 5 sierpnia, (wtedy napisałam go w dużych emocjach, których już dzisiaj nie odtworzę :) ):

"No i całe leczenie Wacusia na serce, wzięło w łeb, bo od dwóch dni Wacuś wymiotuje.
Dwa dni temu wieczorem, chyba zjadł ćmę czy innego motyla nocnego, i chyba mu nie posłuzyła. Gadol jeden, jest bardzo łowny i żadna mucha, ćma czy komar nie ma prawa fruwać po naszym mieszkaniu. Felka też łapie muchy i ćmy ale nie zjada tego cholerstwa, a Wacuś dlaczego nie? Nic sie nie może zmarnować.
Wieczorem raz zwrócił, po spacerze, była w tym trawka - uznałam, że to typowe rzyganie kota na odkłaczenie - czasem tak mają i nie świadczy to o chorobie.
Ale rano okazało się, że w przedpokoju były dwie plamy, i w pokoju syna jeszcze jedna - czyli sprawa poważniejsza.
Wczoraj zwrócił tę muche czy cmę i myslałam, że już bedzie dobrze, ale żołądeczek się rozregulował i nawet jak chciał już jeść, to po jedzeniu wymiotował.
Dzisiaj miałam hardcorowy poranek... rano byłam umówiona do weta, żeby Wacusia jakoś wzmocnić farmakologicznie, bo nic nie je, nie przyjmuje też przeciez leków na serce, a jeszcze te wymioty dodatkowo obciążają serce. Obudziłam syna, poszlismy razem na piechotę bo mamy blisko, a Wacus się boi jeździć samochodem... Wacuś miał dostać trzy zastrzyki, trzeba go było przytrzymać, bo mimo wycieńczenia bardzo się denerwował i szarpał. Przy drugim zastrzyku, domięśniowym, trzeba go było mocno trzymać, syn go trzymał za mordkę, ja tak w połowie, żeby wetka mogła zrobić ten zastrzyk. Udało się, patrze na syna a on zaciska ręce i zęby i wygląda nieszczególnie. Okazało się, że Wacuś wbił mu dwa zeby pod paznokieć i dwa u nasady kciuka, całe ręce krwi... wetka szybko zdezynfekowała, zrobiła opatrunek... zabandażowała palec... a syn mi blednie i mówi, że mu słabo... poleżał trochę na podlodze, ale nie bardzo mu przechodzi... zostawiłam więc półprzytomnego syna przed przychodnią weterynaryjną, na chodniku razem z miałczącym kotem w klatce i poleciałam po samochód...
Teraz już sytuacja opanowana, kot nie rzyga, nawet już jadł trzy razy od rana i wode pił, opatrunek u syna na palcu zmieniony, trochę boli i rwie, ale będą żyli obaj ;-)
Dobrze, że mam tolerancyjna szefową, bo w pracy byłam dzisiaj tylko dwie godziny... "

moni_f

 
Posty: 584
Od: Pt sie 08, 2008 19:59
Lokalizacja: Lublin

Post » Sob sie 23, 2008 21:57

Piękne masz koty :D

Chyba najlepszym specjalistą jeśli chodzi o choroby serca jest dr Niziołek, co prawda jest w Warszawie, ale jeżdzi po Polsce, może warto żeby zobaczył kotka -Amica6 już podała stronę.

A tu temat o kotkach chorych na serduszko http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=79 ... sc&start=0

Trzymam mocno kciuki za zdrówko :ok:

Mereth

 
Posty: 12519
Od: Pon paź 01, 2007 10:43
Lokalizacja: Poznań

Post » Sob sie 23, 2008 22:10

Wacus chory na serce, od niedzieli wieczorem do środy wymiotował. Własciwie tendencja była zdecydowanie zniżkowa, czyli wymiotów było coraz mniej, ale nie wymiotował jak nic nie jadł, a to nie jest rozwiązanie które mnie zadowalało :(

Dostał zastrzyki dozywiające i nawadniające, ale nic nie jadł.
Bylismy pod kontrolą wetki, ona mi cały czas mówiła przeczekać, nie zmuszać do jedzenia, nic sie nie stanie. Kazała dawać karmę Royal Canin Intenstinal - ale on nawet na to nie chciał spojrzeć.
Czasem zjadł odrobinkę (wielkości rodzynka) gotowanej piersi z kurczaka. Pierś z kurczaka się przyjmujmowała, ale on juz nie chciał jej jesć.

Gdyby ktos miał podobny problem (nie daj Boże) - wymioty u kota - polecam preparat Floridral. To jest dla niemowląt, do stosowania przy wymiotach i biegunkach, żeby sie dziecko nie odwodniło.
To jest proszek w saszetkach do rozrobienia w wodzie, lekko słonawy i ma delikatny bananowy zapach. Zawiera glukoze, elektrolity i żywe kultury bakterii (takie jak Lakcid) - zreszta można znaleźc info w necie.
Wacuś nie jadł od poniedziałku, tzn. co zjadł to zwrócił, i w środę już był bardzo słabiutki, "leciał przez ręce", a ponieważ sie bardzo stresował zastrzykami, a przy jego wadzie serca takie dzikie stresy są niebezpieczne, więc trzeba było znaleźć jakis środek zastępczy, skuteczny, a mniej stresujący.
Dawałam mu tę bananową "odżywkę" przez cztery godziny, strzykaweczką do paszczy, co ok. 15min, po parę mililitrów. Po trzech godzinach był juz taki dziarski i silny, że sama nie mogłam mu dac, bo się gadol wywrywał i musiał pomagać mi syn. Nastepnego dnia rano też dostał parę dawek i bawił się juz kuleczką.

W końcu zaczął sam jeść... i tak wyleczyłam Wacusia z wymiotów...

moni_f

 
Posty: 584
Od: Pt sie 08, 2008 19:59
Lokalizacja: Lublin

Post » Sob sie 23, 2008 22:28

Mereth pisze:Piękne masz koty :D

Chyba najlepszym specjalistą jeśli chodzi o choroby serca jest dr Niziołek, co prawda jest w Warszawie, ale jeżdzi po Polsce, może warto żeby zobaczył kotka -Amica6 już podała stronę.

A tu temat o kotkach chorych na serduszko http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=79 ... sc&start=0

Trzymam mocno kciuki za zdrówko :ok:


Dzięki!

zastanawiam się własnie jak to zrobic, żeby dr Niziołek zobaczył Wacusia. Mieszkamy pod Lublinem, a z tego co wycztałam to tutaj dr nie dojeżdza, a z kolei wieźć Wacusia tez odpada - on się panicznie boi samochodu, nawt z zewnątrz. Obawiam się, że drogi do W-wy mógłby nie przezyć :cry:

moni_f

 
Posty: 584
Od: Pt sie 08, 2008 19:59
Lokalizacja: Lublin

Post » Sob sie 23, 2008 22:30

A może będzie w Lublinie - to zawsze bliżej? Zawsze możesz napisać maila i się zapytać :D

Mereth

 
Posty: 12519
Od: Pon paź 01, 2007 10:43
Lokalizacja: Poznań

Post » Sob sie 23, 2008 22:39

Wacuś jest kotkiem bardzo żywiołowym i temperamentnym, takie kocie ADHD, więc aby go trochę wyciszyć podjęliśmy decyzję o terapii kropelkami Bacha.

Tu ukłony dla cioci Ryśki, która przygotowała odpowiedni zestaw kropelek dla Wacusia i od dwóch dni aplikujemy do paszczy.
Może się sugeruję, ale wydaje mi się że jest już trochę spokojniejszy, taki bardziej koci :) , bo do tej pory Wacuś był bardziej psi. Taki bardziej jak młody spaniel, który wszędzie biega, wszystko go interesuje i cały czas wariuje :)
(zresztą ja mam podejrzenie, że Wacuś mysli, że jest psem :D , wychowywał się z psem i tak mu zostało, przybiega natychmiast na zawołanie, łapie w locie rzucony kawałek szynki - wręcz skacze do niego, grzebie w śmieciach, poprostu zachowuje się jak psiak, a nie jak kotek :P )

Teraz się zrobił taki dostojniejszy, powolniejszy, więcej spi, zaczyna być bardzie koci... chyba zaczeły działac kropelki...
Ostatnio edytowano Sob sie 23, 2008 22:50 przez moni_f, łącznie edytowano 2 razy

moni_f

 
Posty: 584
Od: Pt sie 08, 2008 19:59
Lokalizacja: Lublin

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot], Silverblue, wiolka06 i 297 gości