Podlinkowane:
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?p=785074#785074
E.
Na prośbę mojej koleżanki Małgosi zamieszczam napisany przez nią tekst, równocześnie potwierdzając jej wiarygodność.
Uczestniczyłam w ratowaniu kotek z historii nr 1. To ja zaniosłam kicię do weta i byłam przy jej usypianiu. Nie było innego wyjścia. Kotka była w stanie tragicznym!!!
Proszę osoby, które mają podobne, przykre doświadczenia z lecznicą na ul. Książęcej o wypowiedź w tym wątku.
Szanowni Kociarze, Opiekunowie i Miłośnicy!
UWAGA NA KSIĄŻĘCĄ!
Lecznica przy ulicy Książęcej w Warszawie
Niestety w tym roku znowu lecznica na Książęcej wygrała przetarg ogłoszony przez Gminę Mokotów w Warszawie na sterylizację i leczenie bezdomnych kotów.
Piszę niestety, bo moje ostatnie tam wizyty zakończyły się dla kotów fatalnie. Pisze, żeby przestrzec, może uda się uniknąć następnych kocich tragedii.
Dwie kolejne historie, w odstępie dwóch miesięcy:
Historia 1:
Dwie młodziutkie czarne koteczki, złapane do sterylizacji, po siedmiu dniach zostały odebrane z lecznicy, wysterylizowane. Ze względu na niemożność powrotu w miejsce z którego pochodziły, zostały wypuszczone do pustej piwnicy przeznaczonej do zamieszkania przez koty – do adaptacji.
Pierwszego dnia wszystko wydaje się dobrze, zjedzone, kuwetka pełna. Drugiego dnia nic nie jest zjedzone, ale pomyślałam, że może jednak koty się zestresowały i postanowiły nie zjeść. Trzeciego dnia rano też nie zjedzone, ale też jedna z kotek nie zdążyła schować się za stojący w piwnicy tapczan. Wydało mi się, że trochę dziwnie biegnie, jakby trochę podskakiwała. Tylko nie wiadomo jak to sprawdzić, bo w końcu schowała się do tapczanu. Postanawiam wrócić za kilka godzin i spróbować coś ustalić, zostawiam jakieś pyszne jedzenie.
Wracam po kilku godzinach i jedzenie stoi jak stało. Obie koteczki siedzą przytulone do siebie w dużym kontenerku, który z posłankiem im zostawiliśmy w piwnicy. Powoli podchodzę i zamykam drzwiczki. Teraz widać, że obie są potwornie zakatarzone, ledwo zipią, są apatyczne. Dzwonię na Książęcą, a tam oczywiście nie ma miejsca, mogę sobie poczekać kilka tygodni. Czyli ze szpitala zostały wydane zarażone, chore koty, ale ja mam się teraz martwić za co i gdzie je leczyć.
Z koleżanką (transport!) jedziemy do innej lecznicy, która jest czynna wieczorem. Rzeczywiście koci katar, są bardzo osłabione, ale jedna z kotek ma też coś z oczami, jedna źrenica jest wąska, druga szeroka......Przyczyna okazała się straszna - totalny stan zapalny otrzewnej, bo kicia miała dziurę w brzuszku, dużą i zaropiałą. Cierpiała okropnie. Puścił szew i nikt tego na Ksiażęcej nie zauważył! Weterynarz potwierdził, że to dość stara rana. Koteczka była na Książecej siedem dni ;(.
Została natychmiast uśpiona, było za późno na ratowanie. My ufaliśmy, że odbierając kota, dostajemy w kontenerku zdrowego, zszytego kociaka. Stało się inaczej – dlatego domagajcie się i patrzcie jak sprawdzają, czy kot którego odbieracie jest CAŁY! Mają tam klatki zaciskowe , ale jak widać nie robią z tego użytku przy wypisywaniu kota. Łapią kota z klatki i do kontenerka, a opiekun nie ma wstępu do szpitala – dostaje kota w kontenerku na korytarzu. I już nie ma jak sprawdzić czy szwy u dzikiego kota są OK. Teraz wiemy, że trzeba tam być przy przekładaniu i patrzeć, bo weterynarze o to nie dbają.
Epilog: druga koteczka była ratowana prawie dwa miesiące w lecznicy dr Niedzieli na Wołoskiej. Tydzień o samej kroplówce, bo nic nie jadła – nie było wiadomo czy przeżyje. Przeżyła, oswoiła się i znalazła dom z ogrodem u cudownych ludzi.
„Darmowa” sterylizacja na Książecej i jej efekty kosztowały nas ponad 800 złotych i straszną śmierć jednej młodej koteczki. Czy na takie „sterylizacje” chcemy wydawać nasze, podatników pieniądze?
Historia 2.
Dzika kotka, która odchowała swoje kociaki został złapana do sterylizacji przez moją sąsiadkę. Miała talon na Książęcą, więc tam pojechała. Została wysterylizowana tego samego dnia, ale rano już nie żyła. I nikt nie potrafi nam powiedzieć dlaczego. I nikt nie uważa za stosowne cokolwiek tłumaczyć. Zeszła i już.
Przypominamy, że lecznica na Książęcej ma szpital czynny 24 h. dzięki czemu, między innymi, wygrywa przetargi ogłaszane przez gminę. No i co z tego, skoro nikt nie zauważył, że kotka potrzebowała pomocy - bo pewne jest, że zanim umarła pomocy potrzebowała.
Więcej kotek do sterylizacji tam nie oddam, bałabym się o nie, bo dlaczego akurat tam na Książęcej takie rzeczy tak często się dzieją? I Wy uważajcie na swoje koty!
UWAGA! Gmina Mokotów zaleca w warunkach przetargu, aby przy sterylizacji dzikich kotów stosować cięcie boczne. Upewnijcie się oddając kota, że to nie będzie taki zabieg!