, bo powroty chyba bolą najbardziej
tak napisała Magija wątku schroniskowym, ponieważ ostatnio coraz częściej wracają do schroniska koty, odebrane stamtąd uprzednio przez swych nowych właścicieli.
Nie będę tu pisać zbyt wiele, co sądzę o osobach, które oddają po pól roku lub roku zwierzaka do schroniska, nie chcę analizować motywów ich działania, uczuciowości wyższej, czy braku empatii, bo Ci ludzie nie należą do mojego świata, natomiast koty przez nich oddane, czyli po prostu jak dla mnie porzucone, są jego częścią.
Jednym z takich kotów jest Sally- filigranowe kocie cudeńko, oddane bodajże po roku.
Paradoksalnie a może i szczęśliwie, Sally na razie nie zorientowała się, co się stało. Upadek z domowej podusi na betonową podłogę schroniska, przykrytą cienkim kocykiem był na razie prawie bezbolesny. Sally wkrótce się zapewne zorientuje, że trafiła z powrotem do świata ponurej monotonii, gdzie etapy dnia wyznaczane są posiłkami, których i tak nikt z zapałem nie pałaszuje, a nie jedzeniem przygotowanym specjalnie dla własnego kota. Nie ma tu w harmonogramie drapania za uszkiem, głaskania, spania w łóżku, jeśli kot Sally będzie miała szczęście, to otrzyma porcje kilkuminutowych pieszczot od wolontariuszek, raz, a może dwa w tygodniu, bo na więcej w morzu kocich nieszczęść nie będzie mieć szansy. Nie będzie wyglądania na świat przez okno,
zabaw, bo w schronisku żaden kot się nie bawi.
Najgorsze jest to, że Sally straciła swoją niezależność, już nie jest czyjąś kotką, tylko numerem xy, niezauważalnym w gromadzie innych kotów.
Jaki los czeka tę ufną króweczkę?