Zobaczyliśmy Wiewiórę i powiedzieliśmy sobie - musi być nasza. I jest. Od 10 kwietnia, kiedy to Nordstjerna przywiozła ją do nowego domku. Przywiozła ją w pełną przeprowadzkę, w nieurządzone mieszkanie, w którym Wiewiór dostała do dyspozycji jeden pokój z widokiem, mnóstwo pudeł, brak drzwi. Sytuacja się zmienia, pudeł ubywa, drzwi przybywa.
A Wiewióra coraz bardziej się aklimatyzuje. Już chce wychodzić, tylko ten czarno-biały potfoor siedzi i dybie na jej niewinność

A poza tym, to kocia jest cudowna. Wyłazi z transporterka, jak któreś z nas wchodzi do pokoju. Strzela barany, ociera się

Ja kompletnie nie rozumiem, dlaczego mój TŻ odmówił spania w jednym pokoju z Wiewiórą. Niby że co. Że ona hałasuje? Że ją drapak zaatakował i powalił na ziemię (a może raczej ona drapak)? Że kuleczka na drapaku jest agresywna i już sam fakt, że wisi, działa Wiewiórze na nerwy? Że jeździ ukryta pod wiekiem od krytej kuwety po pokoju i atakuje wszystko, co napotka? Że ryje w kuwecie jak, nie przymierzając, archeolog? I to wszystko o 4 nad ranem? Ależ nic z tych rzeczy. Dzisiaj tylko atakowała frędzelki na desce do prasowania, syfony od zlewozmywaka (bo tak fajnie w tej folii szeleszczą). I nic więcej.
No i wczorajsza nowina dnia: w końcu był qpal!
PS. Domek obiecuje, że znajdzie sposób na zdjęcia. Bo domek zaawansowana technologia omija szerokim łukiem.
