Przechrzciłam już w drodze Zetkę na Lenę, a Borys to Borys i już.
w domu potomek koty przyjął ze szczęściem w oku. koty go trochę mniej.
następnego dnia uzupełniliśmy wyprawkę (dodatkowe miski,obrożę i akcesoria,bo było dla jednego kota) i się zaczęło.
mąż został powiadomiony o rozmnożeniu się kota do sztuk dwóch.
koty się przyzwyczajały do mnie i dziecka, my do nich.
najmniejszych problemów nie było, tylko lęk przed powrotem męża-co on na to, jak koty przyjmie.
przyjechał po tygodniu ze statku, obejrzał koty i ...
i ten antykoci osobnik pokochał oba bardziej chyba niż żonę... tylko chodził za futerkami i pytał czemu Lena chuda (je jak sloń) czemu Borys to, czemu Lena tamto.
nie, nie Borys-Borysiątko... pan mąż mówi Borysiątko na kotka.
on pozwolił Borysowi spać z nami w łóżku (efekt taki,że mam pogryzione nogi, bo śmiałam jego kocią wysokość pokopać w nocy przy przewracaniu się z boku na bok).
miłość kwitnie.
trafiliśmy do weterynarza z polecenia (koty mojego taty i siostry) i tam też miłość do kotów i rozpieszczanie.
Hills i Royal Canin dla koteczków-bo przecież co innego im zaszkodzi
rozpieszczane do bólu są.
i dostałam najwspanialszą nagrodę świata.
płochliwy Borys, który raczej nosa nie wyściubia z dziupli (gdy dziecko w ruchu) i do tej pory był indywidualistą...
wczoraj przyszedł do mnie do łóżka, położył się przy ręce, domagał głaskania i .... zamruczał!
i tak od wczoraj mruczy kochany.
bo Lena to od pierwszego dnia mruczała.
teraz koty mają takie miejsca do spania:
Lena pomiędzy nogami moimi, a Borys pod ręką.