Telefon od jednej z mieszkanki Placu Na Groblach - "złapaliśmy 8 naszych piwnicznych kotów do kastracji, zabiegi wykonano w schronie, 7 już umarło, walczymy o ostatniego, prosimy o pomoc, bo tutaj wszyscy sąsiedzi już od zmysłów odchodzą, że stracimy i tego!"
Nie wiem dlaczego tamte nie żyją. To były piękne, zdrowe, wypasione koty, tamtejsze pieszczoszki. Wiem, że ten wrócił do schronu z zapaleniem płuc. Leczono go przeróżnymi antybiotykami, przestał jeść, przestał się myć, siusiał pod siebie i w tym siedział, poddał się całkowicie. To co widać na zdjęciach to odleżyny, głębokie aż do kości.
Nawet lekarze w schronie prosili aby go zabrać, bo po prostu nie miał tam szans, żadnych ... Miałam jakieś wyjście?
Zabrałam go tam gdzie jest Niusia i Mruczek, do Chirona. Dostał zastrzyk, wet wyczyścił mu te rany, opatrzył, odstawił niepotrzebne leki, dostaje tylko to co niezbędne, tam gdzie się dało to homeopatyczne, bo zaraz mu siądzie wątroba (przez miesiąc leczony w schronie wszystkim czym się dało).
Jest potwornie wychudzony, nie jadł około 10 dni, "jechał" na kroplówkach ...
Wzięty na ręce po prostu się wtula ...Borys, ostatni kot z piwnicy .... Dostał szansę ale czy nie za późno?