W każdym bądź razie odkryłam ich "domek". Koczują biedaki na zagraconym balkonie, w bloku na przeciw mnie. Mają tam taką rozpadającą się szafkę, jako jedyne schronienie. Panicznie boją się ludzi.
Nie dziwię się, dzieciaki strzelają do nich pistoletami na takie małe kuleczki. Zranić może nie zranią, ale trochę to boli, jak się taką dostanie... Niektórzy szczują psy na nie, inni rzucają w nie czym popadnie.
I ja jedna szurnięta noszę im jedzenia i z nimi gadam...
Jeden burasek ma chyba jakiegoś raka odbytu, bo wygląda okropnie, jak pawian...
Zaczyna mi brakować funduszy na jedzonko...

Do tego, żeby było mało, to 1 kotka jest chyba zaciążona...
Dobra... tak musiałam się wyżalić... wiem, że nie dam rady sama zająć się wszystkimi kotami świata, ale chciałabym aby choć części było lżej...