Witam serdecznie, na imię mi Paulina, mieszkam w Poznaniu.
Studiuję na UAM-ie kulturoznawstwo. Jestem sportowcem. Poza kotką mam w domu 21-miesięcznego, wspaniałego beagla .
Nie wiem co jeszcze mogę napisać, pytajcie śmiało
Mam nadzieję, że będzie mi z Wami dobrze, i dzięki Waszym radom będę mogła lepiej wychować naszą nową współlokatorkę.
Przedwczoraj przygarnęłam młodą kotkę.
To było tak..
Jakieś trzy, cztery godziny wcześniej słyszałam miauczenie, ale nie wyglądało na kotka, posłuchałam przez chwilę i stwierdziłam, że dzieciaki się bawią.
Niedługo potem wychodziłam z psem i dla pewności przejrzałam korytarz (mieszkamy na 10 piętrze w 16-stopietrowcu).
Nic nie było widać ani słychać, więc poszliśmy na spacer.
Wróciłam, siedzę w domu i nagle miau, miau.
Myślę nie no, coś tu nie gra, znowu im się zabaw zachciało?
Podchodzę do drzwi, ale miauczenie było głośniejsze niż wcześniej.
Patrzę, a pod naszymi drzwiami siedzi kociak i skomli.
I co? Skończyło się na tym, że zostałam z nim na klatce, żaden ze sąsiadów nie mógł go zabrać; że wzięłam go ze sobą, najpierw zamknęłam na chwilkę psa w łazience, bo nie wiedziałam jak zareaguje, a kotów nie cierpi. Już jest lepiej, siedzą razem w pokoju, ale dystans zachowany.
Kotka, jak się okazało, wymiotuje - na początku myślałam, że z nerwów, ale pojechaliśmy z nią do weterynarza.
Ma świerzbowca (widziałam pod mikroskopem), lekarka przeczyściła jej uszka, obcięła pazurki, wtarła w kark preparat i dała zastrzyk na robaki, bo prawdopodobnie przez nie nie je i wymiotuje.
Nie wiem tylko kiedy zacznie jeść, bo teraz jej dałam, ale się odwróciła.
Pani dr ją pochwaliła, że taka grzeczna i spokojna, "żeby wszystkie takie były"...
Waży 1,4 kg, ma ze trzy miesiące.
Jeden kieł ułamany.
Wydałam 68 zł, a na taki wydatek zupełnie nie byłam przygotowana. Wiedząc, że krucho z pieniędzmi zadzwoniłam do Schroniska dla Zwierząt, ale powiedziano mi, że lekarz będzie dopiero w poniedziałek .
Martwię się, że nic nie je. Może wiecie kiedy powinna odzyskać apetyt?
I druga rzecz.. może macie jakiegoś znajomego weterynarza, który potraktowałby nas ulgowo pod względem opłat, ponieważ tamta pani dr, mimo iż opowiedziałam jej, że kotkę przygarnęłam i nie mam pieniędzy na jej leczenie, policzyła nam za samą "wizytę" 40 zł. Co mam zrobić? Do schroniska nie oddam; jutro niedziela, a kotka mi słabnie
Będę wdzięczna za rady.
Pozdrawiam serdecznie.
Paula