PcimOlki pisze:Sukces występuje najczęściej wtedy, kiedy każdy robi to co potrafi najlepiej. Oczywiście, nie ma ludzi niezastąpionych, chociaż w twoim przypadku to się jakoś nie sprawdza.
(...)
Niestety brakuje ostatniego ogniwa, tj. ostatecznego negocjatora, do którego można by podać kontakt w ogłoszeniach, który zajmowałby się weryfikacją ewentualnych domków, podpisaniem umowy. Kogoś kto weźmie na siebie odpowiedzialność za ewentualne nieudane adopcje, kto będzie kontrolował przestrzeganie umowy. Nie wiem jak ossett, ale ja się do tego kompletnie nie nadaję.
A wiesz jak wyglada to w praktyce jakbym miala ja odbierac telefony dotyczace kotow ktorych nie znam?
Jest moj numer, ktos dzwoni, pyta o kota ja mowie tylko to co w ogloszeniu a ktos pyta szczegolowo, ja sie motam albo mowie nieprawde bo skad mam wiedziec czy kotek wyklada sie brzuszkiem do glaskania itd itp skoro go nie znam. Mowienie nieprawdy w adopcjach jest tylko krzywda dla tego kota.
Potem ktos mowi to kiedy mozemy sie spotkac i ja albo musze go samego odeslac do Pani karmicielki albo musze sama tam jechac, umawiac sie na konkretna godzine tak zeby obu nam pasowalo i jeszcze chetnemu i jechac z Psiego Pola na Legnicka. Jak chetny nie przyjdzie to "jak ja to zalatwilam" jak chetny przyjdzie ale kot sie nie spodoba albo karmicielka chetnemu czy chetny karmicielce to "jak ja to zalatwilam". Robilam to kiedys dla tej pani, oznaczalo to dla mnie zawsze pol soboty z glowy przez dojazdy. Potem jesli adopcja dojdzie do skutku to dzwonienie sprawdzanie, pytanie.
To jest praca na caly etat, zwlaszcza jak ma sie nie 1 taka pania z kotami a 10 - wiem co mowie bo tak robilam, nie teoretyzuje. Jeden czlowiek czy garstka wszystkiego nie udzwigna.
Jak ta pani, i kazda inna daje ogloszenia do wyborczej po podaje swoj numer telefonu i do niej ludzie dzwonia. Nie rozumiem dlaczego na stronie fundacji naciskacie by byl moj gdzie mowie ze nie mam czasu jezdzic, sprawdzac, wydawac i nie znam tych kotow. Powiem wiecej, czasami nie mam czasu odbierac telefonow bo w tym roku mam duzo zajec na studiach ktore jeszcze koncze i musze oddzwaniac - na wlasny rachunek bo zadnego fundacyjnego telefonu nie ma, ani zwrotu kosztow. A takich spraw jak z ta pania - wierzcie mi - ja mam wiele bo ludzie pisza na maila co rusz ze tu trzeba, tam trzeba. A ja, i kazda z osob najaktywniej zaangazowanych w fundacje ma swoje zycie ktore zapewniam was ze kuleje caly czas przez to, ja np mam tzw awantury w domu ze wiecznie przed kompem na kocim forum i na telefonie w kocich sprawach, ze nie mozemy wyjechac na weekend bo umowilam sie na adopcje, bo to bo tamto. Jak to sie zdarza raz na jakis czas to ok, ale jak ja tak mialam kiedys tydzien w tydzien to po prostu zadna rodzina by tego nie wytrzymala.
Dlaczego tez nie mozna wstawic po prostu ogloszen z jej numerem - tak samo jak robi to w gazecie. I tak z gazety zadzwonic moze byle kto, a jednak ogloszenie na stronie fundacji zniecheca potencjalnie osoby ktore maja z gory zle zamiary co do zwierzecia.
I dlatego mowie - dajcie ogloszenia, wstawcie telefon pani karmicielki na razie, jesli ktos w okolicy znajdzie sie kto bedzie uwzal ze podola pomocy bardziej fizycznej tzn konkretnemu odbieraniu telefonow, spotykaniu sie, ydawaniu, jezdzeniu, sprawdzaniu to podacie jego telefon.
Albo podajcie telefon do ktoregos z Was - na probe, zobaczycie co sie bedzie dzialo i jak to wyglada takie rozmowy, ja tez kiedys bylam zielona w adopcjach i dopiero zaczynalam, tez sie balam i mialam treme. Na stronie fundacji istnieje opcja edycji wlasnych ogloszen - i numer mozna zmienic a ogloszenie zdjac.