za chwilę ulotni się bezpowrotnie i pozostanie po nich zdjęcie, moje, kiepskie, wywieszone na siatce boksu, w kąciku pamięci. Chyba tylko po to by ocalić resztki wspomnień i by pokazać, że kociarnia nie jest miejscem wymarzonym. Że tutaj, w miejscu zwanym schroniskiem, odchodzą Ci porzuceni. Przez nas, ludzi, którym brakuje współczucia...
Miałam już iść do domu, ale jeszcze do szpitalika, na chwilę, przetrzeć noski kotom. Dotknęłam jej, schowanej za rudym Falkorem. Obydwoje jeszcze trwali. Jeszcze. Jeszcze są, jeszcze przez chwilę, nie wiadomo po co, moze gdzieś tam w głębi serduszek, takich małych, kocich, jeszcze tli się nadzieja. Ja szukam jej tutaj. Nigdzie indziej jej już nie ma.
Mogę albo przemilczeć, albo napisać, mogę udac, ze nie widzę, mogę błagać, prosić, krzyczeć, za nie.
Falkor, 13 letni rudy kocur, szkielet obciągnięty skórą, niewykastrowany.
Stercza mu kości a każdy oddech sprawia ból. Żyje, jeszcze żyje. Więc trzeba próbować, trzeba krzyczeć. Cuda istnieją.
Satynka, wierzę, ze to imię przyniesie jej szczęście. Bo ona już nie wierzy w nic, niewidzialna biało-czarna koteczka. Dotykam jej. Jest jak z kamienia. Satynko, wracam po aparat, nie dam za wygraną i wtedy ona spoglada mi prosto w oczy. Zaczyna cichutko mruczeć. Cichuteńko. Mimo braku sił.
Nie wiem ile im zostało, tego trwania. Wiem, że w schroniskowej klatce czas płynie zupełnie inaczej.
rozliczenie:
na transport Satynki:
50zł od Beata
30zł od Pisiokot
wydaliśmy 70zł
10zł zostało
_____________________________________________
220zł wpłynęło na Falkora
57zł wydałam na badania krwi (biochemia) i kroplówki
zostało 163zł
ponieważ Falkor pojedzie bezpłatnym transportem przekazuje ta kwotę zostało 163zł+10zł z transportu Satynki czyli 173zł
Tak jak obiecałam, pieniążki dzielę na dwie części i wędrują do Beaty i do Eve (86,50zł)