Jest kot. W schronisku. W Łodzi. W sumie - nic dziwnego, pełno tam kotów. Tylko, że ten kot jest wyjątkowy, bo nie widzi. Może odróżnia światło i cień, może, ale raczej chyba nie. Radzi sobie świetnie, pewnie dlatego jego kalectwo zostało odkryte dopiero pół roku po przybyciu do schronu.
Nie ma szansy na adopcję. Owszem jest ładny, przytulasty, kochany. Tylko kto "normalny" weźmie niewidomego kota? Kto wie, że taki kot w mieszkaniu funkcjonuje zupełnie normalnie?
Sama nie wiedziałam, ale dziś poobserwowałam go chwilę. Ma słuch nietoperza. Ledwie otworzyłam zewnętrzne drzwi do boksu, zanim inne, widzące koty zdążyły zareagować, ten już szedł w moją stronę. Stąpa delikatnie, wyczuwa łapkami podłoże. Powoli meandruje między miskami. Bezbłędnie trafia do kuwety. Lokalizuje człowieka w boksie z dokładnością centymetrów. I co z tego? Zachwalanie go przez dziewczyny różnym chętnym, za każdym razem kończy się tak samo: "Nie widzi? eee, to nie..."
Dlatego zakładam ten wątek. Może tutaj, na forum, gdzie są ludzie, którzy "wiedzą", ktoś się nim zainteresuje. Może ktoś zechce dać mu szansę.
To jest bohater tego postu. Cedryk. Niewidomy kot schroniskowy...


