Wiec tak najpierw maluchy:
Kazi-samczyk
Jagoda-samiczka
Despero-samczyk
Groszek-samczyk
Kropka-samiczka
Okruszek-samczyk
Rumcajs-samczyk
Zuza-samiczka
Kociaki Kropka,Filutek,Rumcajs,Jagódka,Groszek pochodziły od jednej kotki,okazało się,że przekazała im ona jakiś wirus, którego lekarze nie rozpoznali.Objawy nie wystąpiły tylko u Rumcajsa, teraz wszystkie są już zdrowe. Filutek zostaje z nimi na stałe, a Kropka jeszcze przez ok miesiąc nie może być oddana do adopcji. W siódmym tygodniu życia dostała wymiotów i biegunki, odwodniona, w nocy została przewieziona do lecznicy. Kotka nic nie trawiła wydalała i wymiotowała zupełnie nie strawione mleko matki. Miała bardzo niską temperature ciała i była mocno osłabiona. Podłączono ją pod pompe i podano antybiotyki, po dwóch dniach jej stan nadal był poważny, nikt nie wiedział dlaczego.Podejrzewno,że ma uszkodzoną trzustke i nigdy nie bedzie mogła samodzielnie jeść i dlatego zaproponowano uśpienie.Pani Stefania nie chciała jej tak zostawić i postanowiła zabrac ja na noc do domu i nie usypiać. Przeżyła ta noc i rano w lepszym stanie trafila do weterynarza. Leczona przez 2 tygodnie. Potem było dobrze i znów miała jakby kryzys. I znowu z niego wyszła. Teraz jest uroczym,ślicznym kociakiem o świetnym ubarwieniu, widać,że jest troche osłabiona po leczeniu i ma wygoloną łapkę po stałym wkłuciu,ale mimo wszystko biega i bawi się z innymi.
Każdy z nich ma swój charakterek, który już sie ujawnia.Rumcajs uwielbia się bawić, Groszek bardzo lubi kontakt z ludźmi, kiedy ktos go przytula i bawi się z nim( podczas gdy koleżanka robiła rozeznanie-ja bawiłam sie z nim długopisem

)
Jagoda to typowa panienka, dumnie przechadza sie po domu, Despero to przywódca całej tej bandy.Kiedy coś się dzieje można strzelać, że to własnie on zabawia się w coś niekoniecznie dobrego...Silny, dobrze zbudowany, samodzielny, ale kiedy się wyciszy ze swojego szaleństwa potrafi usnąć na kolanach.
Dorosli:
Bąbel- ma 4 lata. Jest to kocur z problemami urologicznymi. Nie oddaje on normalnie moczu, ale plami tylko kilkoma kroplami, zawierającymi krew, lekarze podejrzewają kamienie w nerkach, ale nie można tego potwierdzić bez wykonania zalecanego badania moczu. Jednak, aby je wykonać trzeba go zacewnikować, co należy uczynić pod narkozą- za tą trzeba zapłacić, a naszych właścicieli na to nie stać. Na razie Bąbel jest leczony, ale niewiele to pomaga, kiedy trzeba leczyć go właściwie w ciemno.Kastrowany.
Oskar-Ma jeden rok.Jest pięknym, dostojnym kotem pełnym wdzięku patrzący na wszystkich i wszystko z góry… I w przenośni i dosłownie, bowiem gdy wychodziłam z mieszkania po robieniu tego ,,wywiadu” spoglądając w górę, zobaczyłam parę pilnie śledzących mnie, dużych oczu. Oskar obserwował mnie z wysokiej szafy.. Jest wykastrowany i zdrowy. Przeszedł ostra panleukopenię, ale z pomoca Pani Stefani wrócił do zdrowia
Cezar- Jedyny z całego klanu którego nie widziałam na własne oczy. Nie przeszedł z całą gromadą na akcje,, Witamy gościa”, a potem też się nie ujawnił. Dowiedziałam się o nim tyle, że zwykle właśnie tak się zachowuje. Trzyma się na uboczu, jest bardziej skryty. Był kastrowany.
Frytka-Jej historia jest dosyć ciekawa i godna szerszego opisania. Została znaleziona pod blokiem gdy była mała. Miała uszkodzone prawe oczko. Lekarz podejrzewał, że stało się to gdy ktoś przypalał jej je papierosem, lub włożył patyk…Próby leczenia nie przyniosły większych efektów, ponieważ rozwinął się proces gnicia i oko intensywnie ropiało, obawiali się, że ropa dotrze do mózgu…Przeprowadzono więc trzygodzinna operacje podczas której okazało się, że do tego brakowało tylko milimetrów. Teraz wszystko jest ładnie zagojone i pozostała tylko mała blizna. Kotka ta uwielbia ciepło, lubiła kłaść się na okapie nad kuchnia i spać w najlepsze. Jednak pewnego dnia gdy na niego wskakiwała ześlizgnęła się i wpadła do gotujących się ziemniaków…Po prostu wleciała wprost do garnka z wrzątkiem…Doznała szoku a właściciele właściwie nie mogli jej pomóc…Przeżyła, następnego dnia znalazła się w lecznicy. Frytka jest bardzo troskliwą mamą. Dokarmia dzieci nie tylko swoje, ale również innych kotek. Mimo leczenia ciągle wraca do niej koci katar, z którego nie można jej wyleczyć.
Marcysia- jest to roczna kotka, którą jacyś właściciele wyrzucili z okna gdy była jeszcze całkiem mała. Miała szczęście, bo wyladowała na daszku nad drzwiami wejściowymi do klatki, stamtąd ściągą ją Pan Adam. Mimo ogłoszeń na klatce nikt się po nia nie zgłosił. To taka mamusia tych wszystkich kociakow. Kiedy nie chciały ich karmić ich własne matki szły się wypłakać do Marcysi,a ta je pocieszała.
Lusia-Ma rok i cztery miesiące. Jest w trakcie leczenia, gdyż zaczeła sikać moczem z krwią.Ma tendencje do tycia.
Pani Stefania mimo, że z trudem to jakoś sobie radzi, trafila na weterynarzy, którzy rozkładają jej splaty na raty itp. Jednak mieszkanie z 18 kotami na tak malej powierzchni nie jest łatwe, dlatego chciałaby znaleźć dom przynajmniej dla maluchów. Nigdy nie zdecydowałaby się oddać ich do schroniska, bo zbyt bardzo je kocha, chciałaby wiedzieć co się z nimi stanie, do kogo trafią...Samo utrzymanie też nie jest tanie. Wyżywienie + comiesięczne leczenie któregoś z kotów, dojazdy do lepszych klinik, same leki pochłaniają dużą część pieniędzy. Widać, że Ona o nie dba, że kociaki są szczesliwe i gdyby miała warunki zatrzymałaby je wszystkie, ale naprawde ich nie ma, dlatego prosi o pomoc...