Jedna z nich, syczeniem chciała nas odstraszyć, ale wzięłyśmy się na odwagę i weszłyśmy do boksu.

Maleństwa, oczywiście, rozpierzchły się na wszystkie strony, ale zaprawiona w boju Boo, szybko dała sobie z nimi radę.

Wzięte na ręce próbowały się wyrywać, ale pod wpływem naszych zaczarowanych rąk, uspokoiły się, a jedna z nich, głośnym mruczeniem okazała zadowolenie.
Co prawda, nie mogę szczegółowo przedstawić naszych burasiątek - gdyż zaniepokojona sytuacją, jaka zapanowała w boksie z naszymi króweczkami, Boo szybciutko podjęła akcję zapewnienia krówkowym maleństwom podanie leków - nie było już czasu na zajęcie się innymi futrzaczkami.

Ale kiedy tylko sytuacja w Schronisku się trochę wyklaruje, Boo na pewno uzupełni ten wątek.
Chciałam dodać, że maluszki nie mają jeszcze imion.
Czy ktoś ma jakieś propozycje?
