Witam poweekendowo,
teraz będę musiała trzy dni siedziec, żeby zaległości w czytaniu nadrobić

Ale nic to, w telegraficznym skrócie napiszę, co moje dwa diabły przez przedłużony weekend robiły.
W czwartek zaczęliśmy dzień od obejrzenia "Pana Samochodzika i niesamowitego dworu". Koty nie oglądały, ale ogladanie jest wazne, ponieważ film nadała TVP bladym i mokrawym jeszcze świtem, o 7-ej rano. No, a potem film się skończył, usłyszałam jeszcze tylko, że zaczyna się program budzik i... "Cześć koty! Pańcia zabiera was na majówkę! Cieszycie" - no aż mnie zatkało....Z oburzenia rzecz jasna, jak można mnie tak małpować? I na dodatek ten jeden telewizyjny kot-kukieła był rudy a drugi taki w grafit.... Słowo się rzekło, majówka, to majowka. Koty w kontenerek i jedziemy. Do Józefowa, do znajomych. Tam zostawiamy kontenerek, zapinamy smycze i idziemy. Tzn. my idziemy, a koty na rękach. Cel: Świder. Budyń wolałaby na własnych nogach, ale to nie sposób, każda trwaka go fascynuje. BluMka jest ciekawska, ale się boi. Na widok psa zostawiła koleżance krwawą pręgę na dekolcie. Schowalam ją pod polar, siedzi tam, wygląda, idziemy. Nad świdrem BluMka wyłania się spod polara, niucha.... O, tu mi się podoba, to ja teraz prowadzę. Tylko niech Budyń będzie blisko. Połazilismy, posiedzielismy (pojęcie wzgledne, TZ z Budyniem łaził cały czas), Budyń zawraca. No to zawracamy, ale może pójdziemy naokoło. Nie nada, Budyń zapamiętał trase, musimy wracać tą samą drogą. BluMka znowu pod polar, wbija mi pazurki w posladki...

Wrócilismy na miejsce, miejscowy kot (kocica, 4-letnia)warczy jak przelatujący bombowiec i ucieka. BluMka ją zauważyła, ale ignoruje i omija. Budyń chciałby się zakumplować, ale tamta syczy i fuczy i robi grzbiety... No nic, pilnujemy, żeby się nie znalazły za blisko. Koty odkryły schody w domu, bardzo im się spodobały... Może pora wybudowac i u nas (tylko po co? Chyba do szafy?) Wrócilismy do domu póxną nocą, koci padli i spali jak zabici w nogach materaca do rana. Aha. Budyń złapał 3 kleszcze - jednego od razu zdjelismy, drugi spadł, trzeciego namierzylismy w piątek rano. Na szczęście tydizen temu Fronline był w użyciu, więc skończyło się na strachu....
W piatek koci odsypiali wrażenia dnia poprzedniego i wygrzewali sie na balkonie. Balkon jest osiatkowany do barierki i niechętnie je wypuszczałam, ale okazało sie, ze zachowują rozsądek i nie kombinują nawet wspinania na barierke, więc siedziały praiwe cały piątek, pół soboty i niedzielę w wiekszości.

W niedzielę rano uskutecznilismy spacerek podwórkowy, ale krótki, bo jak tylko Budyń zniknął z oczu a pojawili się ludzie i samochód przejechał niedaleko - BluMka zrobiła jaszczure i błyskawicznie dopadła drzwi klatki. Cwaniara - wie o która klatke chodzi.
Co jeszcze? Aha, dostały myszy. Jedną z dzwoneczkiem na ogonie i w metalowym kółeczku... Oczywiście - w dzień zabawki nie było, ale o 4 rano - a jakże... Ale wczoraj mysza została pozbawiona kółeczka, został jej jedynie dzwoneczek. Straciła też oko i ucho. I dzwoni. Czyste szaleństwo

Druga mysza cieszy się mniejszym wzięciem...
I tak nam miło weekend upłynął... Aha, BluMka już po rujce, chyba ją bede umawiac na ciecie. NA razie jednak szykuje nam się kolejny przedłużony weekend - tym razem na Mazurach. Całą bandą oczywiście
