Był dzikim kotem, świetnie sobie radzacym na wolności. Zaatakował go świerzb, nic orginalnego, to standardowa przypadłość wolnożyjących kotów. Tyle, że... sami popatrzcie:
lepsze ucho zaraz pozłapaniu
a tak wyglądało gorsze ucho po 3 tyg leczenia
Tak właśnie to wyglądało, gdy sam (!!!) przyszedł do nas po pomoc. Nie widywalyśmy go wcześniej, musiały "nasze" bezdomniaczki mu wypaplać


Czyszczenie ran pod narkozą, kastracja, parę razy dziennie czyszczenie uszu i regularne zastrzyki sterydowe. Leczenie trwało ponad miesiąc, w tym czasie był zamknięty w niedużej klatce, a kiedy odrobinę przestał się bać ludzi, spacerował na smyczy po mieszkaniu. Zacząl wpadać w depresję

Po godzinie wrócił. I już nigdzie się nie wybiera.
Jest cudownym kotem. Niezwykle proludzkim, spokojnym, łagodnym. Uwielbia resztę zwierzaków, a szczególnie maluszki, którym chce matkować. Bedzie bezproblemowym towarzyszem zarówno osoby starszej, jak i rodziny z dziećmi. Może mieszkac w bloku, może w domu z ogrodem.
Proszę...

