W sumie to normalka, bo koty są niemal wszędzie. Trzeba spróbować pokastrować i już.
Ale powiedziała mi też, że jest tam taka chudzinka w ciąży, kotka urodzona w zeszłym roku. Ciąża już druga


Uznałyśmy z Janą, że tę kotkę trzeba łapać już, natychmiast, zwłaszcza, że w przyszłym tygodniu jesteśmy nieco w rozjazdach, więc dziś i jutro była pewnie ostatnia szansa łapać tę kotkę przed porodem.
Znajoma podała mi namiary na karmicielkę i godziny karmienia, powiedziała też tej pani, że jest możliwość pomocy, pani się ucieszyła.
Pojechałam tam dzisiaj - pani nie ma, koty są, miski już wymiecione - widać karmienie było wcześniej...
Zadzwoniłam do pani domofonem i usłyszałam, że ona pomocy nie potrzebuje, bo sama sobie świetnie radzi

Gdy medytowałyśmy ze znajomą na ławeczce, przyuważyłyśmy drugą karmicielkę.
Druga karmicielka bez problemu dała się przekonać, że kotkę trzeba ciachnąć już, przed porodem, bo jest za młoda, kociaki pewnie znowu zjedzą ptaki, a kotka może mieć problemy z porodem ze względu na swoją posturę.
Gdy tak rozmawiałyśmy - pojawiła się kotka. Malutka chudzina z wielkim brzuchem

I co z taką kotką zrobić? Przecież ona kompletnie nie nadaje się do życia na wolności. Łasi się do psów, łasi się do ludzi. Któregoś dnia pies albo człowiek zrobi jej krzywdę

I nie wiem, co zrobić - kto przygarnie dorosłą, chudą, czarną kotkę?
Nie wiem nawet, czy można by jej szukać domu, bo nie rozmawiałam z główną karmicielką - ma z nią rozmawiać ta druga pani, która w końcu niemal kazała mi tę małą koteczkę zabrać.
To jest okropnie smutne - bo kiedy łapie się dzikusa i potem się go wypuszcza na wolność, ma się poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Ale co można czuć, wypuszczając taką bezdomną przylepę?

Liczę na to, że może "zdziczeje" w lecznicy. Ale obawiam się, że zrobi się jeszcze bardziej proludzka...