Wczoraj porażka.
Nie było p. Kamili, która opiekuje się kotami, w jej zastępstwie była p. Grażyna. Najpierw miałyśmy z gallą problem z wejściem, dokument się nie podobał

Na szczęście wpuszczono nas.
Na terenie pusto. Mignął nam czarno-biały kot (duży Klon) i się ulotnił. Potem puściutko... Zastawiłyśmy dwie klatki-łapki i zajrzałyśmy do Kloników, były tylko te starsze i bez mamy. Rozpierzchły się na nasz widok, dzikuski. A chudziuteńkie takie...
W końcu pojawiły się dwa czarne, dorosłe koty. Obserwowały nas bacznie, więc musiałyśmy sobie pójść daleeeeko. W pewnym momencie p. Grażyna zauważyła, że jeden kot uciekł, a drugi siedzi - chyba w klatce. Obeszłam klatkę wytężając wzrok no i faktycznie, klapka zamknięta. Tylko ten kot w środku taki spokojniutki, nie rzuca się, tylko siedzi i wcina... Poszłyśmy z gallą sprawdzić co jest. Czarna kotka z białą plamką na szyi. Chyba mamuśka... Nakryłyśmy klatkę, wyciągnęłyśmy tekturkę z dna, galla uniosła klatkę z kotem, a ja zajrzałam na spód obejrzeć brzusio. No i zobaczyłam duże sutki

Kotka karmiąca, trzeba było ją wypuścić.
Poszłyśmy w stronę drugiego czarnego kota, uciekiniera. Zobaczyłyśmy go / ją

między samochodami, przy kontenerach na śmieci. Nastawiłyśmy klatkę, rzucałyśmy whiskasem, ale kot/ka bała się i kichała strasznie, przez zapchany nosek nie czuła zapachu jedzenia i w żaden sposób nie udało się jej zwabić do klatki.
Więcej kotów nie pojawiło się. Zrezygnowałyśmy z łapania, zwinęłyśmy klatki, p. Grażyna nałożyła kotom jedzenie. I wtedy pojawił się biało-czarny (dla odmiany

) kocur, postrach okolicy i ojciec wszystkich Klonów i Kloników
(p. Kamila mówi o nim, ze gdyby mógł to by i muchę przeleciał). Nastawiłyśmy znowu klatkę i oddaliłyśmy się. Kocur oglądał klatkę, wąchał jedzonko, chodził na około, chodził... Aż w końcu ustawił się z zadartym ogonem i nalał na klatkę i jedzenie

Po czym odbiegł radośnie

Całe szczęście był hydrant, więc od razu mogłyśmy klatkę porządnie umyć, bo to przecież smród nieziemski
Kloniki dostały jeść, za drugim podejściem była z nimi mama i czwarty mini-Klonik... Trzy starsze były bardzo głodne, dwa wprawdzie uciekły przede mną, ale jeden kociak wsadził natychmiast ryjka w miskę i jadł nawet podczas ustawiania jej. Nic, tylko go capnąć i zanieść do domu
Te kocięta tam nie mają dużych szans na przeżycie, w tej stercie rupieci, na śmietniku
Dziś nie będziemy łapać. Umawiamy się z p. Kamilą na jutro, na 6.30 rano
