Fredeczek, warszawiak, trafił do nas chyba już kilka miesięcy temu. Był bardzo wychudzony, właściwie długo bałam się o jego życie, był szkieletem obciągniętym skórą, ledwo się ruszał. Fredek najgorsze ma już chyba za sobą, jest bardzo miłym, niezwykle miziastym kotem. Jest przez to swoje ciężkie dotychczasowe życie niezwykle malutki, wygląda jak... drobny, może półroczny kotek.
Okazało się, że Fred jest jednak kotem z problemem trzustkowym, mam nadzieję, że tak jak mówią weci, wszystko się unormuje po odpowiedniej karmie, w tej chwili Fredzio dostaje Hillsa I/D i... chyba jest lepiej. Piszę tutaj trochę bez nadziei, że ktoś się zlituje i weźmie go na stałe, ale czasem takie cuda się zdarzają. Oto on:
