
bo też chce być zauważona

Ostatnio zauważyłam, że coraz więcej kotów ma swoje wątki a Lili nie, a ja nie chce paść ofiarą własnego kota

Lili to jak widać, i jak chyba wiadomo - egzotyk

urodzona 4 sierpnia 1999
u mnie od... 14 listopada 1999 czemu? bo tak wyszło... może przedstawie mniejwięcej historię jak to do nas trafiła.
Otóż, jak miałam jakieś 3 latka przyniosłam do domu kota... ok roku 1998 kotka nam zaginęła - niewiadomo gdzie, niewiadomo jak... może spadła z dachu (4/5 piętro) lub wpadła do komina... a może poprostu wyleciała drzwiami... niewiadomo... nie udało się jej odnaleźć (a była kotka ideał

i tak to w listopadzie 1999 stwierdziliśmy, że NIE POTRAFIMY żyć bez kota, a na nasze szczęścia, kotka na wsi gdzie mamy domek do którego jeździmy w weekendy się okociła, jej kociaki zawsze do nas latały i się łasiły... pojechaliśmy tam 13 listopada wiedząc, że jest tam wyjątkowo wielki miot - sztuk 8 o ile dobrze pamiętam. Czarne, biało czarne, biało bure, bure... do wyboru do koloru... więc postanowiliśmy że ja z tatą złapiemy kociaka i bierzemy do Krakowa

Na drugi dzień pojechaliśmy na pokaz kotów na filipa - taki to już mieliśmy zwyczaj, że pokazy odwiedzamy. Oglądaliśmy koty, oglądliśmy... i przechodząc koło klatki.... chyba z nr 12 - mama zauważyła że jeden z kociaków wlepia w nas swoje gałeczki... i tak kocię piękne na nas patrzyło, no to odrazu kot na ręce (mamy) i rozmowa z hodowcą o takim kocie... mama w kocie już zakochana (bo to w nią się rudzielec wpatrywał) a ja, mało mądra 11 latka - "eee ja nie chce tej, ja chce rudo białego kocurka" ale brat przywołał mnie do porządku "młoda, proś tatę o nią, rodzice się zgodzą tylko na tego kota" no więc Moniczka włączyła opcje "córeczka tatusia", zrobiła słodkie oczka i "Tatuuuuusiuuuu kup nam tego kotka, on jest taki słodki i patrz jak się ładnie tuli do mamusi" i tak zapadła decyzja - bierzemy. O mały włos, a wyszlibyśmy z dwoma kotami - bo plan był, żeby kupić odrazy biało-czarnego persa który w przyszłości miał być potencjalnym partnerem Lili (jednak okazały się być zbyt blisko ze sobą powiązane - pytaliśmy weterynarza, który był wtedy na wystawie - dr Bakowski). No i tak właśnie wyszliśmy z takim rudzielcem...
Mała pieknota



Lili poszla do oceny - chyba do pana Chadaja... wróciła... tj brat z nią wrócił




w bisie spotkanie z Moon Walkerem n 22 (przyszły ojciec jej potomstwa;-)) i czarną kotką z Kocińca... wygrała ta z kocińca (co było ogólnym zdziwieniem na sali).
No i tak minęła nam pierwsza wystwa (oczywiście wracając z kotem do klatki się popłakałam, że Lili nie wygrała).
Później sopot, gdzie Lili zdobyła pierwsze CACe i o mały włos a nie wydrapała oka sędzinie (dzięki Bogu, że jej nie zdyskwalifikowała).
Później wrocław (bez nas, wzięła ją pani z innej hodowli, my nie mogliśmy jechać).
Później kociaki

i dalej żyje to moje rude pręgowane... chude coś co zwie się kotem

I nie potrafiłabym bez niej żyć... a to MÓJ kot... i to widać, bez przerwy przy mnie siedzi, łazi za mną... a rodzice się "wkurzają" bo kot łaskawie siedzi blisko nich wtedy, kiedy mnie nie ma w domu

a to moja chudzinka (fotki aktualne):




i foto na którym wygląda jak pożądny EXO:

no... i teraz czuje się spełniona... bo Lili ma swój rudy wątek
