Mam na imię Zosia, mam około 10 miesięcy i jestem śliczną buraską. Wcale nie jestem zarozumiała, tylko wiele razy słyszałam jak Duzi rozmawiali i tak właśnie mówili. Poniżej moje fotki. Niestety, nie są najlepszej jakości, ale u mojej Dużej wszystko jest kiepskiej jakości, nawet aparatu fotograficznego nie kupiła.



Zostałam w październiku schwytana na podwórku. Nawet bardzo się nie broniłam, bo wcale nie było fajnie. Dostałam się tam, jak mnie jeden facet z domu wyrzucił. Na tym podwórku był taki drugi kot, który mnie maltretował, więc większość czasu musiałam się chować w nadkolach samochodów, żeby mnie nie bił. Przyszła taka jedna Duża i zabrała nas oboje: tamtego kota i mnie. Na początku się przestraszyłam, że będę mieszkać razem z tamtym. Na szczęście okazało się, że ta Duża wykazała się pewną dozą intelektu i znalazła mi drugi domek. Płakała, że musi mnie oddać, ale obiecywała, że będzie mi dobrze. I faktycznie, na początku wydawało się, że mam fajny domek. Zaraz na początku zakochał się we mnie pewien czarny, bardzo przystojny Koraliś. Ale sobie używałam




Z Dużą specjalnie się nie kumplowałam. Jakaś taka jest, że jak tylko się zbliżyłam, to ona odrazu miętoliła moje futro, albo domagała się całowania w pyszczek. A tego nie lubię. Czasami tylko, jak mnie litość wzięła, to się zdrzemnęłam u niej na kolanach albo przytulałam się do niej na kanapie. Niech ma trochę radości.
Poza tym widać było, że w tym domku jest to mile widziane. Femka i Koraliś bardzo często pakowali się na Dużą, ale też nie chcieli dać się całować.
Ja myślałam, że wszystko jest w porządku. Duża nigdy nie sygnalizowała, że jest niezadowolona z mojego zachowania. Wprawdzie marudziła coś, jak się wspinałam po jej kurtce skórzanej na górę szafy albo jak przypadkiem wyleciały z półki jakieś jej szmatki, ale poza tym nie było mowy o jakimś mordzie. Czasami, ostatnio nawet dość często, wymiawała słowo "ciachanie", ale gdzie mogło mi przyjść do głowy, że to o mnie chodzi.
Coś mi już źle pachniało, jak okazało się, że po śniadanku (wyjątkowo wcześnie), zniknęły wszystkie miski i chodziliśmy strasznie głodni. Potem zapakowała mnie do jakiejść warczącej maszyny i zawozła do tej Dużej, u której nigdy nic dobrego mnie nie spotkało. Nawet podejrzewam, że ona specjalizuje się w męczeniu zwierząt. Kilka razy słyszałam, jak tam płakały psy, albo darły się koty.
No i właśnie wczoraj moja Duża z tą drugą Dużą postanowiły mnie zamordować. Nie pamiętam dokładnie jak to było, bo nagle strasznie spać mi się zachciało i się zdrzemnęłam. Ale po obudzeniu formalnie nie mogłam łapką ruszyć. Ledwo miałam siłę oczy otworzyć. W dodatku miałam na sobie jakiś kompletnie niegustowny kaftanik. No kto to słyszał, żeby w takie paskudztwo (czyba z lumpeksu) ubierać taką piękną dziewczynę jak ja.
Dziwię się tylko, bo skoro chciały mnie zamordować (a chciały na pewno, bo mam ranę na brzuszku), to dlaczego moja Duża tak się cieszyła, że żyję. No nie wiem. Chyba Duzi są trochę stuknięci i trudno logicznie analizować ich zachowanie.
Duża cały czas łazi za mną krok w krok. Wczoraj to nawet mi się parę razy przydała, bo jakoś łapki mi osłabły i ciągle się przewracałam. Więc się przydała. Ale jak wyszłam z koszyka, zamiast pomóc mi pójść do toalety (bo siku mi się chciało), to zaniosła mnie na łóżko i położyła na czymś takim białym. Nie chciałam tego białego zniszczyć, więc troszkę się przesunęłam i nasiusiałam obok. I afera się zrobiła. Duża przyleciała z czymś takim i zaczęła wycierać te moje siuśki, potem zdjęła poszewkę i samą kołdrę też czymś czyściła. Na szczęście nie zrzędziła, bo jakbym jej nagadała... przecież ja szłam do talety, a ona mnie siłą przeniosła na łóżko. Z łóżka to już bym do kuwetki nie zdążyła, więc zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy, żeby to białe oszczędzić.
I teraz się boję, co będzie dalej. Bo oprócz tego chyba naćpała mnie jakimś narkotykiem, bo nagle bardzo zachciało mi się przytulać do Dużej. Naprawdę boję się o swój los. Tym razem im się nie udało i doszłam do siebie, ale nie wiem, co wymyślą następnym razem i czy w końcu nie dopną swego.

Dlatego zwracam się do Was, kochane Dziewczyny, żebyście napisały, czy słyszałyście o takiej formie mordu i czy to jest nagminne i czy jest szansa uratować życie.
Zosia