W schronisku sopockim byłam po raz pierwszy.
Na szczeście trafiłam bez problemu,bo czas mnie gonił.
Sierść matowa,nieładna,jakieś krostki na skorze,chuda doopina,jedno oko zamkniete,zaklejone ropą,wyciek przy drugim oku,swiszczący nochal.
Tak mi sie zaprezentował.
Trudno oceniać właściciela,może nie potrafił zaopiekować sie sobą,a tym bardziej kotem.
Kot zapakowany w piernaty spokojnie czekał,aż załatwie formalności.
Podobno nic nie jadł,tylko wypił troche mleka.
W autobusie był spokojny,do czasu aż zlał sie w kontenerku.
Pewnie,kto chciałby siedzieć w mokrym.
Zaczął drzeć pysio i probował rozwalić kontenerek.
Wielkiej tolerancji kierowcy i wspołpasażerow zawdzieczam,że nie musiałam reszty drogi pokonać pieszo
Niewykastrowany-jak ludzie to wytrzymują.
Drapanie pazurow po plastiku,głośne miauki,zapach typu urwinosek,no można powiedzieć,że podroż z przygodami.
W łazience (narazie jest izolowany)dostał kuwetke,podusie i szwedzki stoł
(royalek,puszeczka,gotowany kurczak).
Weg jak trafił do mnie,to na początku jadł z głośnym mlaskiem,aż było słychać w całym domu,a pożniej wywalał sie na plecki łapkami i brzuchem do gory i spał aż chrapał.
Z pracy umowiłam sie z wetką,że na mnie poczeka,na pieniążki zresztą też,bo po sterylce bezdomnej Szarutki i leczeniu Ewicqa,predzej policze czego nie mam,niż co mam.
Kot niestety nic nie zjadł.
Sioo i brzydka kupa wylądowały w wannie.
Mam nadzieje,że to wypadek przy pracy,a może nie ten żwirek.
Byłam z nim u weta.Płuca,oskrzela czyste,oczka przemyte,uszka wyczyszczone,krew pobrana na badania,kroplowka,bo był odwodniony,na siłe nakarmiony troszką Renala.
Kocio mizial,ale u weta wyglądał jak kupka nieszcześcia,wiec nie miałam głowy do zdjeć.
Prosze o kciuki za jutrzejsze wyniki.
Rano ide do weta i wiekszość wynikow powinna już być.
Acha,cukier w normie.
Jutro bede wiedzieć coś wiecej.