Marcyś jest w sopockim schronisku od czerwca 2005 roku. Naprawdę nie mogę zrozumieć, dlaczego nie udało mu się znaleźć domu? Marcyś to koteczek złożony chyba w 100% z miłości do człowieka i potrzeby kontaktu. Wystarczy zjawić się w kojcu, schylić się nieopatrznie, już hyc! I siedzi Ci na ramieniu. A jak przy tym mruczy, ociera się o policzek! Zdejmiesz go, Marcyś chwilę zastyga bez ruchu. Na jego mordce maluje się rozpacz. Ale przecież to niemożliwe, żeby jego miłość była nikomu niepotrzebna! To musi być jakieś nieporozumienie!!! I pocieszony Marcyś znowu siedzi Ci na ramieniu, ociera się, mruczy i tuli. Serce się kraje, gdy trzeba odejść, a on jeszcze biegnie za Tobą do bramki, bo może jednak zawrócisz i nie zostawisz go tu samego?
Nie rozumiem, dlaczego nikt nigdy nie zachwycił się Marcysiem, jego śmieszną mordką, która wygląda na pociągniętą białą szminką, jakby Marcyś zrobił sobie makijaż
