Postanowilam ze Bonifacemu potrzebne jest towarzystwo, przygarnelam bialo-rudego kociaka, niestety trafil przed przyjsciem do mnie na kilka godzin ze schroniska. No i stalo sie, jakies dwa dni pozniej zaczely sie u nego pierwsze objawy, przestal jesc, wymiotowal, zrobil sie osowialy, caly czas spal, trafilam do weta ktory zupelnie sie nie znal, podal mu tabletki na odrobaczanie - Synolux i srodek na laknienie,dokarmialam go na sile przez okolo 5 dni, po tym czasie zaczal sam jesc i wzmocnil sie, poradzil sobie z choroba, ale wtedy jeszcze myslalam ze to nie panleukopenia.
Potem zaczely sie objawy u kotki mojej wspollokatorki (6-miesieczna, niezaszczepiona, wet powiedzial ze nie trzeba :/), zaczelo sie podobnie, w zasadzie identycznie, jednak zbyt pozno kolezanka zareagowala, myslala ze wyjdzie z tego tak samo jak Klakier. Jednak tak sie nie stalo... jak poszla do weta do kilku dniach bylo juz za pozno, nie reagowala na leki, zaczela wymiotowac krwia, ne mozna bylo jej nawet kroplowki podac bo miala za slabe zyly. Odeszla....
Pomyslalam sobie, tylko nie moj kochany Bonifacy, moze sie nie zarazi, ale dwa dni po smierci Kitki bylo juz za pozno, identyczne objawy zaobserwowalam u Bonifacego. zareagowalam doslownie kilka godzin po zauwazenieu pierwszych objawow, maly dobrze zareagowal, stopniowo widac bylo poprawe, zdrowial, a w tej chwili zupelnie doszedl do siebie.
Wygralismy walke z choroba, nawet jesli to niepanleukopenia, chociaz taka diagnoze postawil wet (pozniej trafilam do dobrej weterynarz, wlaczyla do konca o kotke i jej zawdzieczam to ze Bonifacy zyje), przezylam ciezkie chwile, zwlaszcza ze to moje pierwsze koty, ale dalismy rade
Wkrotce postaram sie dodac fotki zdrowych juz kompanow i napisze cos wiecej o nich (zupelnie zdrowych). Mam nadzieje ze do tej choroby nie bede musiala juz wiecej wracac.