U mnie w domu mieszkają dwie kotki ze schroniska na Paluchu. Pola i Kara vel Kasia (dużo częściej używane imię).
Dziewczyny trafiły do mnie przypadkowo, 9 lat temu, gdy szukałam kota, który zaginął.
Nawet nie znam ich historii, następnego dnia obie miały iść do uśpienia.
Była niedziela, wieczór, pod koniec listopada. Pojechałyśmy z mamą na poszukiwanie Ariela (kolejne odwiedziny w schronisku).
Pola po prostu siedziała na podłodze i wpatrywała się w nas. W zupełnym milczeniu, w bezruchu. Dorosła, może 2-, a może 3-letnia bura kotka, bardzo zabiedzona, której nikt nie chciał.
Kasia z kolei wyglądała jak szczurek - chudziutka, o troszkę wydłużonym pyszczku z baardzo długim ogonem. Siedziała tyłem do całego świata.
Pani, która wtedy opiekowała się kotami wydała je cichaczem, żeby szefostwo nie wiedziało...
Szkoda, że nie mam zdjęć z tamtego okresu.
Dziewczyny bardzo długo chorowały, nie chciały jeść, miały przewlekłe biegunki, ciągle się przeziębiały, większość wetów rozkładała ręce, mówiąc, że właściwie to one nie mają szans na przeżycie.
Obie nadal mają kłopoty z jedzeniem - Pola jest niejadkiem, Kaśka je za trzy koty i waży prawie 7 kilo.
Są bardzo miziaste, Lolka, mimo dość zaawansowanego wieku nadal potrafi bawić się myszkami, ale zdarza się jej nielegalne sikanie (nie są to kłopoty z pęcherzem, ani z nerkami), Kasieńka śpi z moją mamą i jest zazdrosna o Zuzię.
Tak wyglądała Kasia 2 miesiące temu (na zdjęciu z Bączkiem, kotkiem ze złomowiska)
http://upload.miau.pl/1/31206.jpg
Aktualne zdjęcia będą wieczorem.