Postanowiłam napisać coś wreszcie o moich kotach. Był wprawdzie mało używany wątek o nowej, ale wszystkie zasługują na parę słów:)
Wszystko zaczęło się dwa lata temu. Pewnego wieczora odwiedziłąm mojego TŻa na dyżurze w lecznicy. Już z daleka zobaczyłam, że sytuacja jest nietypowa. No niby mały kociak na rękach weta to nic dziwnego, ale w tym BYŁO COŚ...
Zazwyczaj nie pakuję się do gabinetu podczas wizyt, ale mnie podkusiło. A tam pewien pan pakował właśnie do koszyka dwa inne kociaki. Zamknął koszyk, powiedział "Do widzenia" i poszedł. A Maciek podał mi malucha ze słowami "To nasz". Behemot vel. Hipek.
Matko, co to było za nieszczęście! Zaropiałe oczka, zaglucony nos, problemy z brzuchem, całe futro zalepione mieszaniną fekalii i parafiny. Miał podobno 9 tygodni, wyglądał na 7. Taka piwniczna bida.
Następnego dnia przyniosłam do lecznicy aparat. Maciek powiedział tylko "Nie rób zdjęć, bo będziesz płakać potem". Maleństwo było ciężko chore. Leżał mi na kolanach, gorączkował, co jakis czas nieprzytomny biegał po pomieszczeniu, potem przewracał się i czekał aż go podniosę.
Przeżył, ale od początku widać było, że to kot specjalnej troski.
Wiem, wiem, każdy kot jest niesamowity i każdy z Was pewnie powie to samo, ale Hipcio naprawdę BYŁ niezwykłym kotem. Potwierdzali to nawet inni kociarze. Bardzo długi, wiecznie chudy, o długich łapach. Niesamowicie przytulny, milusiński. Można z nim było zrobić absolutnie wszystko (zwinąć w spiralkę, podrzucać, miętosić), a on to uwielbiał i mruczał.
Choroba rozwijała się stale, siadało po kolei wszystko, mimo bardzo intensywnego leczenia. Przewlekła postać FIPa.
Miesiąc temu pomogliśmy mu przejść przez Tęczowy Most.
http://upload.miau.pl/1/33997.gif
http://upload.miau.pl/1/29437.gif
http://upload.miau.pl/1/29438.gif
http://upload.miau.pl/1/29435.jpg
http://upload.miau.pl/1/29436.jpg
Migotkę wzięliśmy chyba w czerwcu, do towarzystwa Hipciowi, jako mniej więcej roczną kotkę Kociego Domu. Okazała się być strasznym dzikusem, pierwszy miesiąc spędzała na zmianę pod łóżkiem i w umywalce w toalecie.
Dziś jest nieco lepiej, doszło do tego, że nie ucieka na mój widok:) Bardzo lubi pieszczoty, ale tylko na ziemi lub łóżku, wzięta na ręce lub kolana wyrywa się. Jest straszną panikarą, wystarczy ruszyć się gwałtowniej i znika.
Ostatnio kilkakrotnie obudziła mnie w nocy delikatnym dotknięciem łapki, jakby prosząc "Pogłaszcz mnie". Nie można odmówić:)
Przy okazji: co to za umaszczenie?
http://upload.miau.pl/1/29439.gif
http://upload.miau.pl/1/29440.gif
http://upload.miau.pl/1/29441.gif
Bombę wzięliśmy po śmierci Behemota. Ktoś rpzyniósł ją z ulicy do lecznicy Maćka, zabiedzoną, z kocim katarem, wychudzoną. Kotka miała syndrom wiecznie głodnego kota, a brzuch ciągnie się jej czasem po ziemi. Przez pewien czas obawialiśmy się wręcz wysiekowej postaci FIPa, ale w końcu uznaliśmy, że chyba jest po prostu żarłokiem.
Na początku była tak dzika, że trzeba ją było obsługiwać w rękawicach ochronnych. Teraz nadal zwykle ucieka, no, chyba, że podchodzi się z myszą na sznurku:) Wówczas zabawa na całego. Zdecydowanie nie jest przytulaskiem, śpi zazwyczaj w szufladzie na pościel lub na stołku, choć wczoraj nawet wzieta (na siłę) do łóżka przytuliła się do mnie i mruczała, wsadzajac mi wąsy w oko. A potem zaczęła ugniatać moje wargi i policzki. Ale przecież nie mogłam jej przegonić...
Nadal je jak szalona, jest niemal szersza niż dłuższa, stąd imię:)
http://upload.miau.pl/1/27969.jpg
http://upload.miau.pl/1/27970.jpg
http://upload.miau.pl/1/27971.jpg
http://upload.miau.pl/1/27972.jpg
http://upload.miau.pl/1/27973.jpg
Pozdrawiamy!
Aśka i 2 baby w futrach:)