Jako że się powtarza i zawsze jest podobny podam przykład sprzed chwili...
Siedzę na fotelu, ona śpi pod łóżkiem. Po chwili przyłazi do mnie, włazi mi na kolana, robi dziesięć kółek w poszukiwaniu miejsca i w końcu jakoś się na mnie uwala. Mam dziwną pozycję, więc przytrzymuję ją rękami. (Czasem leży normalnie, więc jej nie trzymam tylko głaszczę.) Mruczy sobie, mruczy, tuli się, a w pewnym momencie, czasem po chwili jak teraz, czasem po pół godzinie robi wielkie gały (shrek!), spogląda na moją rękę (już wtedy wiem o co biega, nauczyłam się tego spojrzenia) i dup... rzuca się jak wąż, zębami, na przedramię.


Właśnie stałam się "szczęśliwą" posiadaczką czterocentymetrowej szramy na ręce, z której pięknie cieknie krew.

Mam jej nie głaskać, nie dotykać? To czemu nie schodzi sama ot tak?
W czym rzecz? Powie mi ktoś? Please!