Mieszkam w woj. mazowieckim. Swoje zwierzaki leczę w razie potrzeby i czasem płacę dość wysokie sumy - ale zawsze miałam poczucie, że kwota jest proporcjonalna do wkładu pracy weta i użytych środków. W przypadku zwierząt "nie moich" mam za sobą kilka akcji, w których lekarze naprawdę wykazali wielkie serce.
Kilka lat temu wezwałam weta do psa potrąconego przez samochód. Niestety trzeba było go uśpić a ja miałam przy sobie śmiesznie mało pieniędzy i chciałam resztę dopłacić poźniej. Lekarz powiedział, że nie trzeba - resztę on dołoży.
Znaleziony wiele lat temu szczeniak miał większość skóry zaatakowaną przez jakieś pasożyty. Wet wykąpał go solidnie w dużej kuwecie z
odpowiednim preparatem (został przy okazji zachlapany on sam i część gabinetu) a za cały zabieg wziął równowartość około 10 dzisiejszych złotych.
Inny wet, któremu kilka miesięcy temu przywiozłam psa "powypadkowego", zaaplikował mu odpowiednie zastrzyki, trzymał u siebie w szpitaliku przez kilka dni, karmił, a potem nie wziął pieniędzy. Stwierdził, że za leczenie psa zabranego z ulicy nic nie płacę a pewne środki na taki cel ma (nie wiem dokładnie, z jakich źródeł) - lub przynajmniej może mieć - każdy weterynarz.
Jak zawiozłam wychudzonego, bezpańskiego psa na USG, badanie wykonano także bezpłatnie.
Każdy z tych przypadków dotyczy innej przychodni wet. a lekarzom nie sugerowałam, że liczę na zniżkę (ani słowem ani wyglądem).
Tym bardziej nie mieści mi się w głowie, że przychodnia, o której piszecie zażyczyła sobie takiej sumy. Nie wiem ile kosztuje prześwietlenie ale specyfik do usypiania nie jest bardzo drogi. Może "diagnoza" była tak wartościowa
.