
Po stresującej podróży w tłukącym się pośpiechu relacji Częstochowa-Kraków Łaciatka od Happy- w transporterze Jankesa i Hakera (ukłony dla Oberhexe) - dojechała do nowego domu.
Nazwałam ją Inka (od 'socjalistycznej' kawy), ale jest też ksywka - Klejka (bo juz była Krówką i Łaciatką, więc zrobiłą się krówka mordo(klejka). Mordke zdażyła już zresztą drzeć, szlochając w pociągu za rodziną...).
Było już wieczorne zwiedzanie mieszkania z ogonkiem na sztorc, mini-kolacja, paniczna ucieczka przed przerażająco długim drutem i udeptywanie i mruczenie w fotelu na kolanach.
Było dużo łebkiem o policzek (kiedy tylko można) i łapkami po klawiaturze (kiedy tylko nie można

Była drzemka pod lampą na biurku i wpadanie za kanapę z bezradnymi prośbami o wydobycie.

Były szlochy w nocy i przytulania.
I było pierwsze siusiu - chyba pod kanapą... - pewnie dlatego, że żwirek inny (nadaje się na razie do zabawy i do niczego innego).
Teraz mała leży na biurku i bawi się długopisami.
W połowie lipca pierwsze kompleksowe szczepienie.
Przede mną budowanie menu małej i uczenie się jej upodobań i strachów.
A jak kiedyś będę miała dużo pieniędzy.... (no, trochę więcej niż teraz) to będzie miała przyszywaną siostrzyczkę... albo braciszka...
Trzymajcie kciuki, żeby Ince było ze mną dobrze!
pogłaski dla wszystkich kotów i pozdrowienia dla kociarzy
eBuszka
ps. Zakładam wątek, bo pewnie będę miała sporo pytań. (ale oby jak najmniej sytuacji kryzysowych...)