Nigdy, przenigdy nie korzystajcie z uslug tej kliniki dla dobra Waszych kotow!!!
Dzisiaj moja kotka zaczęła plamić, a to jej 35 dzień ciąży. Zadzwoniłam więc do dużej kliniki w celu uzyskania informacji co dalej. Kazali natychmiast przyjechać. Pojechał mój mąż, ja w tym czasie zajęłam sie dzieckiem. Po kilku minutach telefon i WYROK- PŁÓD MARTWY W STANIE ROZKŁADU- zdjęcie rtg nie wykazało częśći wykształconych, w zasadzie wg lekarza to prawdopodobnie dwa płody, z których została "masa"....
Aby ratować zmacerowaną taką ciążą macicę niezbędna jest natychmiastowa operacja, ale i tak nie dają większych szans i sugerują, że macicę usuną razem z jajnikami i płodem... Ja nie moge w to uwierzyć, trwa gorąca rozmowa tel. ja, mąż i lekarz... mąż nalega, kocha naszą kotkę, chce ją ratować, ja też chcę dla niej jak najlepiej, ale intuicyjnie czuję, że coś nie tak- maluszki w stanie rozkładu, a tu tylko lekkie plamienie... widzą dwa płody a mco rzadko ma tylko dwa maluszki... proszę o 5 min. zastanowienia.. lekarz sie zgadza choć traktuje mnie jak narwaną wariatkę, której tłumaczy "jak krowie na rowie", że KOTKI NIE ŻYJĄ!!! w końcu dla świętego spokoju proponuje usg. W tym czasie dzwonię do mojej prezez (pzf) kochanej Pani Czarneckiej. Jej też coś się nie zgadza, radzi poczekać, za chwilę tel. od lekarza- USG POTWIERDZA- DWA (prawdopodobnie)PŁODY W STANIE PEŁNEGO ROZKŁADU, nie chcą czekać , chcą natychmiast operować, sytuacja bez wyjścia dla mnie - kocham swoją księżniczkę boję się o nią (lekarze mówią o zakażeniu organizmu i zejściu śmiertelnym) a z drugiej strony cały czas coś mi nie gra, nawet nie potrafię tego wytłumaczyć, po prostu intuicyjnie czuję, że coś nie tak i mam przed oczami te małe maluszki i obawa, że jeśli lekarze się mylą (podobno przy usg było ich 4) to ja będę miała na sumieniu ich życie. Lekarze twierdzą, że życia dawno nie ma, że jak najszybciej trzeba operować, ale to oczywiście moja decyzja (czyt. Jak kotka umrze to ja ponoszę za to winę). Przeciwko mam 4 lekarzy, męża, który na własne oczy widział tę "masę" i ktory "nie pozwoli zniszczyć mi kota" a po mojej stronie p. Czarnecka, która radzi jeszcze chwilę poczekać, moje sumienie i moją córkę, tak samo zszokowaną jak ja.... Zapytałam lekarza czy jest w stanie potwierdzić mi swoje słowa na piśmie, że żaden kotek nie żyje, jak wariatka chwytalam się wszystkiego może jakiś się schował za tą "masą" może coś przeoczyli... lekarz bez wahania powiedział, że da mi to na piśmie!!! I on i jego kolega, który przejął słuchawkę to potwierdził!!! A ja ... kazałam mężowi zabrać ją do domu, choć cały zespół operacyjny już na nią czekał...W domu moja ślicznotka zaczęła się przeciągać, łasić prężyć, jeść, - czy tak zachowuje się chory kot??? nie będę już opisywać w szczegółach szczegółach co było dalej, tel do hodowczyni, tel. do lekarza z warszawy...Pani Weterynarz z Warszawy zaproponowała zabrać moja kotkę do innego gabinetu na usg... I>>>>>>>>>>>>
LUDZIE!!! MAM ZDJĘCIA Z USG!!!!- ZAZNACZONA AKCJA SERDUSZEK, RUCHY MALUSZKOW O DŁ. 30 MM!!! JEST ICH KILKA I MAJĄ SIĘ NIEŻLE!!!! a plamienie ustało....
kochani... chyba powinnam coś z tym zrobić, nagłośnić sprawę, aby ludzie nigdy, przenigdy na ślepo nie ufali lekarzom, choćby było ich 4 i choćby nawet zapewniali, że studiowali u prof Frymusa i że są przekonani. Nawet wtedy kiedy robią z człowieka wariata i chcą oświadczać na papierze, że jest tak a nie inaczej NIE WIERZCIE!!! Skonsultujcie to jeszcze z kimś innym, a najlepiej miec wtedy przy sobie taka osobę jak Pani Bogusława Czarnecka, której moje kotki zawdzięczaja życie bo bez niej na pewno nie byłabym tak silna ażeby sprostać temu wszystkiemu... Pani Bogusiu - dziękuję!!!