Witam wszystkie kociarki i kociarzy
Mój przypadek jest "klasyczny" - koty padły mi na głowę. Społeczeństwo podchodzi do mnie (na razie) jak do nieszkodliwej wariatki, ponieważ trzymam koty, karmię koty, leczę koty i w dodatku koty śpią mi na łóżku. Aha, no w połowie drogi do lat trzydziestu jestem określana starą panną z kotami, której już nikt nie zechce.
Od dawna czytam forum, kibicuję kociakom, martwię się i cieszę z Wami, ale jakoś nie szło się zarejestrować. Po części dlatego, że moje koty są wychodzące - mieszkam w małej miejscowości i mam działkę, ale jednak - a po części dlatego, że pomiędzy radosną częścią bycia z kotem kryją się też smutne sprawy, które bardzo przeżywam, a jestem strasznym tchórzem i boję się przeżywania. Postanowiłam jednak w końcu wykonać ten krok, głównie dlatego, żeby czasem pomóc, zyskać poradę, porozmawiać z ludźmi, z którymi dzielę fiksację w temacie kocim.
Postaram się przedstawić Wam moją ósemkę kotecków jak najszybciej, są to wprawdzie zwykłe dachowce, ale za to ukochane jak nie wiem co.
1. James vel Dżejms vel Szanowny - 6 lat, kot z odzysku - znaleziony maaalutki z siostrą o krok od ulicy, średnio ruchliwej, ale jednak. Jakiś cham wziął i wyrzucił. Dżejms bywa regularnie po Drugiej Stronie, z której czasami go przynoszę, a czasami przychodzi sam, oby ten stan trwał jak najdłużej. Imię zobowiązuje, więc mimo klasycznego dachowcowego umaszczenia, Dżejms jest nobliwym gentlemanem oraz ambasadorem naszej kociej frakcji po Drugiej Stronie. Uczestniczy na tę okazję w wielu bójkach, bo zawsze trafi się jakiś oponent, któremu coś się wydaje. Jeśli jest młodszy, zaraz przestaje mu się wydawać. Z charakteru poważny, choć jak dać zabawkę, to się pobawi, ma poczucie humoru oraz nadszarpnięte w jakiejś bójce nerwy, więc gdy się wkurza, trzeba uciekać i w żadnym przypadku NIE DOTYKAĆ. Potrafi, swojsko mówiąc, dać w łeb. Aktualnie wygląda bardziej niż poczciwie, bo chyba ma zimową nadwagę. Nie wiem, czy na zdjęciu będzie widać, ale pod względem umaszczenia głowy i nosa stanowi lustrzane odbicie swojej siostry,
2. Jessie vel Dżesi vel Stara Samica - 6 lat, too. Lubi się wydzierać, tak samo jak wyżej opisany nie stroni od wymierzania sprawiedliwości łapą. Młodsi obchodzą ją z szacunkiem, a i 1. jakoś niezbyt ma chęć na bliższy kontakt. W stosunku do ludzi aksamitnie wręcz miła, "a kot ci mordę lizał", psi charakter, wierna i jak siedzi na kolanach, to z radości aż drapie. Nie bywa na Drugiej Stronie (wydaje mi się, że nikt oprócz Dżejmsa nie bywa), za to ciężko ją zgonić do domu wszędzie poza zimą, bo łapie jakieś niewinne stworzenia i mi przynosi (brr). Strasznie zabawna i ze sporym poczuciem humoru, poza tym dama i nie dotykać. Dzięki jej donośnemu wzywaniu pomocy mam dzisiaj stadko o takiej liczebności, bo się zdążyła, kicia jedna, rozmnożyć przed podjęciem zdecydowanych działań (myślałam wtedy, że kocie dziecko nie może jeszcze mieć dzieci). Ma ugryzione ucho. Kto jej ugryzł?
3. Ashgan vel Uszaty vel Asiek - potomstwo pierwszej i jedynej serii pani J. Klasyczny dachowiec, sprawca plagi, lat 5, ma duuuże uszy i nie dotykać. Filozof, poza tym przyciąga kłopoty, trzy razy ściągałam go z Drugiej Strony tym razem bardziej metaforycznego rodzaju. Umie śpiewać, najprzystojniejszy z gromady, wykazuje upodobanie do worków i wszelkiego rodzaju opakowań, poza tym nie wolno zostawiać puszki, bo albo łapą, albo głową. Bawi się wyłącznie poza domem, w domu jest jeszcze bardziej szanowny od Szanownego i lubi przesiadywać pod kołdrą, moją oczywiście. Innych ludzi toleruje marnie, z kotami wykazuje bliską zażyłość jedynie w przypadku nr 4, w przypadku innych mocno obojętny. Długa sylwetka i długi ogon, mi się podoba, czasami jak wychodzi, to trzeba pilnować końca. W młodości bardzo wczesnej strasznie szybko pełzał, ale jak się nauczył lepiej chodzić, to już zwolnił.
4. Myzrael vel Mysiek vel Myź itd... (myzraeli, myzraelcium, misiek, misio, micha i słowotwórstwo radosne w tym stylu) - lat 5, potomstwo j.w., podejrzewam że z jakimś rasowym, bo mi to na oko trochę persa przypomina, a wetka mówi, że MCO. Kocha dom, poduszki, dom, dom i moje łóżko, poza tym jedzenie, jedzenie, jedzenie. Wiecznie kicha (ostatnio się udało trochę podleczyć, ale chyba znów zaczyna, zresztą każdy ciąga nosem choć trochę) i ma wściekle zielone oczy. Sylwetka okrągła i krótki dość ogonek, fajne umaszczenie. Wraz z 8. to obowiązkowe wyposażenie mojego pokoju i jakbym mogła, to i samochodu. Mówi "Ejjjj". Doskonale nadaje się do spania, poza tym wszystkiego się boi, więc zwiewa mi pod kołdrę jak coś. Wesoły i chętny do zabawy, łapie, drapie i gryzie. Uwaga na nos. Dość cierpliwy, pogoni czasem coś młodszego.
5. Lizawieta vel Lizia vel Ryfka vel Lizium - potomstwo j.w., lat 5 Baaaardzo szybko biega. I gada. Chyba najwięcej gada ze wszystkich. Ma humory jak to kobieta, lubi się całować, ale musi mieć chęć, bo jak nie ma chęci, to ucieka albo WYJE. Nie lubi innych kotów, szczególnie uczulona jest na płeć przeciwną. Fajny, miły i mruczący kotek, trochę trudno z nią spać, bo biega, ale jak przestaje, to jakoś można wpakować na łóżko i siedzi. Również jako kocie dziecko, tym razem trochę starsze (na początku chodziłam do weta po zastrzyki anty, różnie z tym było jak widać) dorobiła się potomstwa i potomstwo miało sobie pójść, bo teoretycznie znalazł się domek, ale do domku trafił tylko jeden z potomstwa, a dwa zostały... Jej hobby to asysta przy ścieleniu łóżka, wtedy najbardziej chce się całować. Dość często się bawi, byle bez kotów, bo wtedy WYJE. Ciężko się jej pozbyć przy jedzeniu, zresztą i pozostałym nic nie brakuje, poza tym jak to kobieta chce zaopatrywać spiżarnię i znosi mi podejrzanie wyglądające ZWŁOKI.
6. Syriusz vel Szczur - potomstwo Lizawiety, podobny jak kropla wody do mamy, 3 lata. Wraz z siostrą nr 7 stanowią dziwny duet, mianowicie śpią na sobie i leją na resztę. Urodziły się na zewnątrz i to czuć, lepiej się czują z dala od wszędobylskich ludzkich rąk, mniej się pchają w interakcjach nie obejmujących jedzenia. Fajny, bury i puchaty kotek, nie za duży, pięknie mruczy, łazi gdzie się da, niby już dorosły facet, a potrafi wywalać się na środku dywanu i wyczyniać takie wywrotki, że oko się zawiesza. Przydomek Szczur nosi jak Indianin po szczurze, którego chwycił i zadusił dziecięciem nieledwie będąc. Ciężko dziada utuczyć, tego lata miałam z nim przeprawę, bo chodził i wyglądał jak ofiara głodu i pożogi, a żarł porcje niczym reszta. On i 7. są tak trochę na doczepkę, owszem, kocham, bo wszystkie koty kocham, ale to tak jakoś nie to. Sama nie wiem, podejrzewam że takie dziczki z nich i mają swoje sprawy po prostu. Ale na łóżku mi śpią
7. Sonia vel... hm, odmiany wszelakie, m.in. "Sońku". Czaaarna. Pierwszy czarny kot odkąd pamiętam, potomstwo Lizawiety, lat 3. Podobno czarne koty są wściekłe i to się sprawdza, bo dama owa czyni propagandę, że bez kija ani przystąp. Nie można za długo głaskać, bo WYJE. Nie można trzymać na rękach, bo WYJE (gdyby nie zwracać uwagi na wycie, dochodzą łapoczyny i zęboczyny). Błyszczy się jak nie wiem co i ma piękne, złote oczy, czego chyba nie zobaczysz na zdjęciach, bo nie chce kicia jedna pozować. Mruczy, jak ma humor, zresztą jak nie WYJE, to jest fajna, czasem się bawi, kot bardziej do patrzenia i służenia mu, niż do jakiegoś używania w stylu poduszki czy coś. Lubi rynny, co mnie doprowadza do skrajnego przerażenia.
8. Dawć vel Kacperek - rok aby, to jest kot jedyny w swoim rodzaju i taki, że mogę mu postawić ołtarzyk. Szczerze. Wielbię po prostu na kolanach, zresztą awatar czegoś, co się od lat kreuje, trzeba wielbić (ale to już materiał na innego maila). Znaleziony wraz z braciszkiem zeszłej zimy w stanie niemalże krytycznym. Podrzucony, wyrzucony, nie wiem? W każdym razie ważyły maleństwa prawie nic, z masakrycznym katarem, zaropiałymi oczami i na śniegu bez niczego. Walka trwała dobre pół roku, rzeczony był krok od zagłady ostatecznej, drugiemu wiodło się lepiej, ale potem zmieniły się role - Bazylka (*) musiałam pożegnać, FIP, a Dawć z małego pajączka na krzywych nóżkach przekształcił się w coś, co zawalało po domu 300 km/h... Czarny. Z humorami. MÓJ. Po katarze jedno oczko nie wróciło do normy, ale trochę na nie widzi, poza tym gada, jest wszędzie i jak coś się w domu spali (sprzęt znaczy jakiś zdechnie) to zawsze zganiamy na jego humor, błyskawice też