Krykiet - podobnie jak Różyczka i Freya (obie od Myszy, więc byłam w miarę na bieżąco) - jest jednym z rodzeństwa, które się całe zsocjalizowało, on się jeden wydziczył.
Od początku był agresywny - i lękliwy, na wszelkie rzeczy nowe lub niepodobającesiekotu reagował wściekłym syczenim i drapaniem.
Teraz wrócił z adopcji, z domu do którego poszedł z bratem w nadziei, że razem się jakoś odnajdą w nowym otoczeniu. Teraz już widzę, że to był błąd - trzeba go było wydawac na jedynaka... Wrócił, bo państwo nie dawali sobie rady - był agresywny wściekle do pana (mam wrażenie, że się "nie zgrali" emocjonalnie), nie do opanowania, uciekał, przyłapany gryzł i drapał pana lub syczał na panią, "nie przychodził do ręki".
Od momentu powrotu widać, że jest przede wszystkim wystraszony - i dopiero wysoki poziom przerażenia przeradza się w agresję. Jeśli podchodzi się do niego spokojnie, daje się dotknąć, pogłaskać, nawet na moment wziąć na ręce. Każdy nieostrożny ruch wywołuje jednak panikę i ucieczkę - bez agresji. Ale dziś, pogoniony przez Mruf i wystraszony obecnością Stachy oraz palca u stopy tanity


Dwa dni bez nas w domu wystarczyły, by cofnął się o kilka dni socjalizacji wstecz...
Nie mamy za bardzo na niego pomysłu - oprócz morza cierlpiwości, którego zabiegane nie mamy - i feliwaya, którego na szczęście zafundowali nam jego niedoszli państwo.
W sumie to jest taki post wyżalający się

