Moja maleńka Kolcia nie zyje. Nie wiem co się stało. Wczoraj wróciłam z pracy, koty leca do misek bo głodne, nakładam a Kolci nie ma, wołam szukam - nic

Potem zauważyłam ogonek za wersalką, a tam ona leżała, normalnie na boczku nie skurczona, jakby sobie odpoczywała, tylko nie żyła, już była sztywna

Koło pyszczka była krew. Ale chyba z przygryzionego języczka, źrenice nie poszerzone, normalne. Trzy godziny wczesniej syn jej dawał jedzonko bo mało rano zjadła to go prosiłam, zjadła, miziała się, bawiła się i brykała, koty spały spokojnie cicho było w domu, nikt nie miauknął. Umarła nagle i ciuchutko
A ja nie moge dojśc do siebie. Nie chorowała, była zdową, radosną koteczką. Co się stało? Zawał?