Z pamiętniczka karmicielki

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro paź 25, 2006 5:43

/wtorek, 24. 10. '06; Ciemna strona jaśminu/

Jak ja tego nie lubię! Chodzić w dzień do kotów. Ale trudno, zawaliłam wczoraj, ZUS wyssał (wyzusał...) doszczętnie moje siły, więc dziś staram się nadrobić. Z góry wiem, że wszystkich kotów teraz nie zastanę, ale może chociaż parę?

Przy kanale wynik mam całkiem niezły. Wszystkie z wyjątkiem Mai, Bidula i Gucia.

Dochodzę do katakumb i – oczom nie wierzę. Wokół bardzo już mocno wybujałych krzewów jaśminu, pięknie zasłaniających “widok na koty”, uwija się Józek z piłą w ręku i rżnie wszytko jak leci, do samej ziemi.

Akurat dziś, akurat teraz! :evil: On to robi raz na dwa-trzy lata. Ja zawalam nocny obchód i idę do kotów następnego dnia rano raz na pół roku. Trzeba trafu, zeby na siebie trafić... “Dzień dobry!” – idę dalej nie zwalniając kroku, niby że do biura usług. I tylko ukradkiem rzucam tęskne spojrzenia na doskonale teraz widoczne w oddali miseczki... Napełnię je dopiero w nocy :(
Oczywiście nie ma ani pół kota. Wszystkie pewnie siedzą w katakumbach, bojąc się wyściubić nos. Tam gorąco, a tu piękna pogoda. No i głodne. Cierpię podwójnie razem z nimi.
I z jaśminem. Nie zakwitnie przepięknie tej wiosny. Nie napełni pół uzdrowiska swoim zapachem. Nie zasłoni mnie przed niepożądanym wzrokiem :cry: Nie spuści mi kleszcza na głowę :cry: 8O

Ten krzew ma też swoją drugą, ciemną stronę. Przynajmniej dla mnie. Tak szczelnie okala miejsce karmienia, że nawet w najjaśniejszą noc bez latarki nic nie widzę. Nie lubię momentów, kiedy bez uprzedzenia wyczerpują się w niej baterie. Sięgam po miskę – a tu zalega ciemność... Sięgam po omacku dna miski – a tam zalega coś oślizłego... albo włochatego :twisted:

Z kolei ze świecącą latarką też jest ciekawie. Duża w tym zasługa Zorrusia!

On ma jedno oko zaciągniete bielmem, po tym jak kawałek wydłubał mu Bandyta. Było to jeszcze w czasach, gdy Zorro posiadał dwa berła :? i za ich sprawą niepodzielnie i niemiłościwie panował na katakumbach wraz z królową Burcią.
Naonczas niejaki śmiałek o imieniu Bandyta próbował go zdetronizować. W wyniku stoczonych walk Zorro stanowisko utrzymał w całości, ale wzrok już tylko częściowo...

Zaraz po tym zdarzeniu, przy pomocy pewnego doktora, pozbawiłam go bereł, przy okazji lecząc oko oraz katar. Katar się poddał, na oko już nie przejrzał :(

Może gdyby nie zwiał na stacji, gdy Berni wsiadała z nim już do pociągu...
Ale on wolał otworzyć sobie drzwiczki w transporterze i dać nura w chaszcze przy torach. Za chaszczami pola, za polami bór...
Co noc jeździłam na stację i nawoływałam go, wtedy prawie całkiem ślepego, bo drugie oko zajęte miał przez katar.
Wrócił na swoje włości po 5 dniach. Zanim ponownie i tym razem skutecznie odstawiłłam go do weta, dla oczka było już za późno...

Więc Zorro, wielkie, piękne czarne kocisko, gdy tylko wejdę w strefę jaśminowego mroku i położę zapaloną latarkę na kamieniu, przechadza sie przed nią, rzucając fantastyczne cienie na murek i położone wyżej luksfery. Już robi mi się dziwnie. A to dopiero preludium.

Swój popisowy, właściwy numer odstawia, gdy położę na tym murku miskę z jedzeniem. Jakby wiedział, że ja, mając mocno ograniczone pole widzenia, wpatruję się w koty, wychodząc z założenia, że gdyby ktoś lub coś się zbliżało, one dużo wcześniej to zauważą...

I Zorro zauważa. Co chwilę. Nagle przerywa jedzenie, odwraca szybko głowę i zastyga nieruchomo, wpatrując się w ten jaśmin, jakby zaraz coś strasznego miało się zzań wyłonić :strach:
Nastrój grozy potęguje wygląd samego Zorra – podświetlony z dołu latarką, z bielmem na oku – wygląda jak zombie :twisted:
Świetnie komponuje się z tym jesienna aura, taka jak dziś – wycie wiatru, szelest liści i stukot spadających na dach żołędzi... :?

I niech nikt mi nie mówi, że karmienie kotów jest nudne! Wyczerpujące – owszem, ale nudne? – nigdy. Adrenalina skacze często wysoko :lol:

---
Ostatnio edytowano Pt sie 17, 2007 3:48 przez jola.goc, łącznie edytowano 2 razy

jola.goc

 
Posty: 1738
Od: Śro mar 31, 2004 13:25
Lokalizacja: dolny Górny Śląsk

Post » Śro paź 25, 2006 18:53

Cudne sa te Twoje opowiesci.
I masz racje adrenalina skacze czesto. Nawet w tak ciplarnianych warunkach jak moje.
Bo czasem przechodza do tej czesci piwnicy, gdzie ich nie powinno byc. I strasza. A ze jestem tam zawsze wieczorem raczej poznym to mozna uruchamiac wyobraznie.
Choc musze powiedziec, ze rzadko. Jako dziecko balam sie ciemnosci i za nic w swiecie nie zeszlabym sama do piwnicy. Teraz smigam, czesto gesto w okolicy polnocy ale zadne duchy jak narazie mnie nie straszyly. Widac lubia koty:)).
Kiedys, kiedy byl Trzykropek - sliczny bialasej z 3 latkami mialam zawsze sliczny widok. To Trzykropek pilnowal czy wszyscy sie najedli i dopiero wtedy spokojnie podjadal co zostalo. I zawsze przychodzil kiedy byl chory. Wiedzialam to od razu bo byl brudny i jego sliczny rozowy nosek byl czarniawy i bardzo jasne seledynowe oczy troche ropialy. Dystyngowanie zjadal lekarstwo i rozgladal sie za jeszcze. Bo to zwykle byl kurczak do maskowania leku.
A potem nie zauwazylam, ze jest chory. I pojechalismy do weta, kiedy bylo juz za poznoNie moglam sobie podarowac tego, ze nie zobaczylam dostatecznie wczesnie jego stanu.
Dopiero potem zjawila sie Niebieskooka, ktora teraz rzadzi. Je przesmiesznie. Tak jak Trzykropek. Wsadza lape do miski i miesza. Lowi co lepsze kaski i wybiera obok. Nie musze mowic jak uswiniona jest wykladzina gdzie je Niebieskooka:)) Ale jak sie owinie wokol nog to jej wszystko wybaczam:))

Jeszcze opudlach.
Jolu a moze daloby sie u Ciebie pudla wykorzystac. Ja wkladalam pudla w wielkie worki na smieci. Zielone albo czarne. Dwa lata takie pudla staly suche. Mialy tylko daszek, zeby deszc ne padal do srodka. Trzeba tylko starannie okleic taki worek. ALe tasma tez dlugo wytrzymuje.

Lidka

 
Posty: 16220
Od: Wto lut 03, 2004 8:57
Lokalizacja: Katowice

Post » Czw paź 26, 2006 10:19

No nareszcie jesteś Jolu.
Przykro mi, że orzeczniczka źle Cię potraktowała. Ale to było do przewidzenia. Jak pisałam ZUS dokonuje „cudownych uzdrowień” mnóstwo. Najlepszy przykład moja przyjaciółka, inwalidka po chorobie Heine Medina. Była na komisji weryfikującej i dostała rentę na ...... 7 miesięcy. ZUS przewiduje, że po tym czasie odrzuci kule i stanie na własnych nogach. Po prostu skandal!

Jolu, intryguje mnie co to za tajemnicze katakumby, w których jest ciepło?

Ale jak czytam, to chyba wiekszość Twoich podopiecznych nie ma stałego, ciepłego schronienia.
Może Carmella jakieś pudła ze szpitala wykombinuje?

I jeszcze o tych pudłach.
Lidko styropianowe pudła można zdobyć w hurtowniach farmaceutycznych, niektórych aptekach i szpitalach. Teraz pewnie mają jakieś zbędne, bo jest sezon szczepień p/grypie, a szczepionki transportuje się w takich styropianach. Popytajcie.
Ja też chcę „uderzyć” do Cefarmu, bo moje zapasy pudeł w piwnicy już się kończą.
Wiadomo sezon na budowę domków nastał.
A styropian też folią oblepiam dla wzmocnienia szczelności i zamaskowania, najlepsze takie wory śmieciowe 160 – 240 litrów, w zależności od wielkości budy.
I kartonów naprawdę nie polecam na dwór. Wilgotnieje bardzo. Chyba, żeby wymieniać bardzo często.

A tą adrenaliną. Rzeczywiście nie brakuje jej nam. Jesień często potęguje strach. Liście spadają, szeleszczą a ja nerwowo się rozglądam. Dawniej byłam takim tchórzem, że o zmroku sama z domu nie wyszłam. Teraz po w nocy po uliczkach, piwnicach i cmentarzach buszuję. (Nieraz mam dobrego "pietra"., nie będę udawać, że tak nie jest.)
Sprawiły to koty. Bo to zwierzęta magiczne!

Rada praktyczna, dla dodania sobie kurażu noszę spray „gazowy”, taki pieprzowy, na groźnego psa – jak piszą. (Biedne psy!)

Pozdrawiam
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8154
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Pt paź 27, 2006 19:57

Lidko, tych pudeł w piwnicy mam wiele i spokojnie mogę parę odstąpić. To są porządne styropianowe pudła (ale z innego – miękkiego – styropianu), oklejone z zewnątrz i wewnątrz tekturą. Duże, szczelne i ciepłe!
Ja na razie i tak ich nie wykorzystam, bo w piwnicy trzymać kotów nie mogę (wspólnota :evil: ), a na dwór się nie nadają – z wymienionych przez Praksedę względów.

Poza tym one są trochę za duże, i tak nie weszłyby w jedyne miejsce, gdzie mogłabym je umieścić, i gdzie jeszcze do lata tego roku stały cztery pudła, tylko że mniejsze, ze zwykłego styropanu, obite folią.
To miejsce pod obszerną werandą przylegającą do jednego z budynków zdrojowych. Niestety w tym roku remonotowano tam schody, robotnicy zauważyli pudła i dwa najbliżej stojące wyrzucili... Zostało właściwie jedno, bo drugie jest uszkodzone :(

Myślałam, ze bez problemu załatwię nowe w Sanepidzie w Katowicach, tak jak to robiłam dotychczas, ale... tam zmienił się dostawca i nie mają juz tych pudeł. Pan, z którym to wcześniej załatwiałam, wygrzebał dla mnie jedno stare, ale bez pokrywy. Mówił, ze jakąś dopasuje, tak żeby było szczelne. Ale mnie się i tak nie opłaca organizować transportu dla jednegpo pudła. Więc szukam dalej, a to jedno - gdyby ktoś miejscowy był zainteresowany - można będzie zabrać po 3 listopada (pan teraz na urlopie).

Prakseda pisze:Jolu, intryguje mnie co to za tajemnicze katakumby, w których jest ciepło?

:) Katakumby to robocza nazwa labiryntu obszernych podziemnych korytarzy, które biegną pod całym zakładem przyrodoleczniczym.
Na ich trakcie są różne pomieszczenia techniczne, kotłownie, kotły z borowiną itp. Samymi korytarzami – górą – biegną rury z gorącą wodą, solanką itp. Na tych rurach siedzą koty. Mogą tam wejść od zewnątrz tylko w jednym miejscu, tak że okupują niewielki odcinek katakumb, w pobliżu tego miejsca.

Katakumby z zewnątrz wyglądają tak (na zdj. Zorro i Burcia dwa lata temu, za mną jaśmin :)):
http://upload.miau.pl/2/6924.jpg
Wejście, a właściwie dwa, ale położone blisko siebie, tworzą dziury po wyciągniętych deskach (deski widać nad nad luksferami).

A tu zdjęcie robione od dołu, Zorro – jeszcze z “całymi” oczkami – siedzi przy wyjściu:
http://upload.miau.pl/2/6925.jpg

Tu Zorro śliczny na murku:
http://upload.miau.pl/2/6930.jpg

W katakumbach jest tak gorąco, że woda w pojemniku, który kładę blisko luksferów, prawie nigdy nie zamarza. Świetne miejsce dla kotów, zwłaszcza na zimę, i rzeczywiście kiedyś było ich tu dużo, a potem nastał Zorro i Burcia i ze wszystkimi się rozprawili – ona nie dopuszcza żadnej kotki, on goni kocury :roll:

I tak sobie samotnie królowali aż do tej wiosny, kiedy – zapewne wskutek złagodnienia Zorra po kastracji – pojawił się Cichuś i Kochaś. Dochodzi między nimi do krótkich spięć, ale myślę, że tym dwóm udało się tu zainstalować już na stałe :) Burcia nadal nie toleruje kotek w promieniu kikudziesięciu metrów... :twisted:

Prakseda pisze:Rada praktyczna, dla dodania sobie kurażu noszę spray „gazowy”, taki pieprzowy

Ja dla dodania sobie kurażu noszę od pewnego czasu komórkę (telefon) – tu ukłon dla Jowity :D Chyba że zapomnę, co jeszcze często mi się zdarza...

A poza tym chodzę neuzbrojona. Wolę tak, bo gdybym miała np. pistolet, na pewno bym go już nieraz użyła :?
Na psy stosuję metodę “kamikadze” (kiedyś opiszę), na ludzi – zależnie od sytuacji, a tej nie da się przewidzieć, więc zdaję się na intuicję, która w sytuacjach podramkowych nigdy nie zawodzi.
Z duchami zaś jestem za pan brat i zasadniczo mam w nich sprzymierzeńców 8)
No, czasem lubią robić głupie kawały, ale ponieważ jak każdy uważam, że posiadam poczucie humoru :? – to im wybaczam... :wink:

---

jola.goc

 
Posty: 1738
Od: Śro mar 31, 2004 13:25
Lokalizacja: dolny Górny Śląsk

Post » Pt paź 27, 2006 20:13

O jak miło, że jesteś Jolu.
Dzięki za zdjęcia. Całkiem fajne te katakumby, szkoda tylko, że nie wszystkie koty mogą korzystać. Może jakby Burcię ciachnąć, to też by złagodniała.

Mam na myśli tę kotkę co spi na sianku pod balkonem. Mogłabym zrezerwować dla niej jeden mały stytopian, gdyby ktoś od Was był przpadkiem w Warszawie i mógł odebrać.

A z duchami to podobnie, też się nie boję. W końcu Ty wampirzyca, ja czarownica - swoich się nie boimy. :wink:

Miłego weekendu. Ja wybywam z netu na ten czas.
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8154
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Pon lis 06, 2006 11:05

W watku pt Koty zdrojowe
relacja obrazkowa ze Zdroju http://forum.miau.pl/viewtopic.php?t=32 ... &start=405


a ja ide do Apteki popytac o te styropiany (aczkolwiek nie kojarze by cokolwiek przywozili w styropaianach)
Obrazek

carmella

 
Posty: 15616
Od: Nie lut 29, 2004 14:46
Lokalizacja: Podbeskidzie

Post » Pon lis 06, 2006 12:08

Nie mamy styropaniu. Mam jedno malutkie pudełeczko, nie ma szans by kot wszedl - wykorzystam denka jako podkladki pod podstawki, by izlowały troszkę zimno od ziemi.

leki - nawet jak maja byc w jakies stałej temp to przywozone są w lodówkach hurtowni, sa na miejscu rozpakowywane lub zostawiane by je oddać. nie mamy styropianu :(
Jest tylko masa pudeł kartonowych. Ale one sie nie nadaja na mroz, bo chłoną wilgoć :(
Obrazek

carmella

 
Posty: 15616
Od: Nie lut 29, 2004 14:46
Lokalizacja: Podbeskidzie

Post » Nie lis 19, 2006 10:57

co tam u Karmicielek nowego?
Obrazek

carmella

 
Posty: 15616
Od: Nie lut 29, 2004 14:46
Lokalizacja: Podbeskidzie

Post » Pt lis 24, 2006 3:53

/czwartek, 23. 11 '06/

Teraz prawie każdej nocy "błękitna mgiełka zasnuwa siną dal...", żeby wyrazić się poetycko.
Po naszymu, czyli po śląsku, brzmi to nieco krócej: "Gówno widza!" :?

I nie po raz pierwszy przekonuję się, że gwarowy, dosadny język o wiele adekwatniej – a przy tym jakże lapidarnie! – opisuje rzeczywistość...

Niemal co noc brnę w mlecznej brei, bezradna jak dziecko i ślepa jak kret :cry:
Innym razem deszcz pada mi na łeb :evil:

Wzrok kotów przenika mgłę chyba równie dobrze jak ciemność.
10 dni temu moja pupilka Gucia przyniosła mi w prezencie złowioną w takiej mgle malutką myszkę. A potem przykleiła się grzbietem do mojej łydki, zadzierała główkę do góry i patrzyła mi prosząco w oczy.
Gdy ją wzięłam na ręce, zamiaukoliła cichutko. Miaukoliła za każdym razem, gdy dotykałam jej brzuszka i okolic. Kilka dni wcześniej też tak miała, ale jej przeszło.
A teraz wróciło, i na dodatek w nosku ciągle coś poświstuje. I apetyt nie dopisuje.

Liczyłam się z tym, że będę musiała ją zabrać – w tym celu już jakiś czas temu założyłam klapki zamykające koszyk na bagażniku rowera. Dzięki temu ciężka torba z ekwipunkiem dyndała przy kierownicy, usiłując sprowadzić mnie na manowce – ale za to koszyk był gotowy na przyjęcie pasażera.
Tej nocy Gucia wylądowała u mnie.

Tejże nocy moja Nutka smarknęła na szybę ropnym glutem, zdradzając tym samym przyczynę przedziwnych dźwięków, które z siebie od pewnego czasu wydawała, oraz braku apetytu.
Natępnego dnia z guli na skórze Figielka, w miejscu, gdzie ukąsił go kiedyś kleszcz, zaczęła sączyć się ropa z krwią.
Wieczorem rozkaszlał się Funcio, który ma astmę, i Psotek, który ma nie wiem co.
A potem Funcio, po tygodniowej przerwie w wymiotach, akurat gdy uznałam go za wyleczonego – wyrzucił z żołądka niepogryzioną kolację, rano zaś rzygnął długaśnym wałeczkiem sierści.
Jedynie Śpioszek ma “tylko” wysypkę na ciele, prawdopodobnie alergiczną. No i uciętą cewkę moczową, wymagającą doglądania i pielęgnacji. I diety.

Ponieważ są to koty ZDROJOWE, a nazwa zobowiązuje, w tej sytuacji mogłam zrobić tylko jedno.

Przepis leczniczy:
Naświetlania lampą zwykłą (z braku soluxa) – 2 x dz. po 10 min: Nutka, Gucia
Inhalacje indywidualne solankowe: Nutka, Gucia 1 x dz.
Inhalacje zbiorowe: wszyscy (bo nie mają wyjścia) 1 x dz. przed snem
Masaż brzuszka: Funcio (intensywny), Gucia (delikatny)
Okłady z ciepłego świeżego roztworu Rivanolu: Figiel

Dodatkowo:
Siemię lniane (2 x dz): p.w. Funcio (odmawia!) i Gucia, a poza tym każdy, kto da się napoić
Depuran a. olej parafinowy: Funcio
Doksycyklina (po konsultacji otolaryngologicznej): Nutka
Odrobaczenie: Psotek, Figiel, Funcio, Gucia

Dieta:
Funcio: rozdrobniona, z błonnikiem, bez gotowanego drobiu, bo nie jada
Śpioch: w planach eliminacyjna, na razie ta sama co dotąd, z większą ilością surówek
Nutka: byle jaka, byle coś zeżarła, co w praktyce oznacza dobrej jakości wołowinkę :twisted:

Leczenie sanatoryjne ambulatoryjne – Misia (z tym, że nie pacjent dochodzi na zabiegi, ale zabiegi dochodzą do pacjenta): dieta z dużą ilością błonnika, olej parafinowy, masaże brzucha.

Wszyscy: gimnastyka ind. i zbiorowa ogólnousprawniająca

Ponadto: sauna, basen, krioterapia, akupunktura :twisted: :wink:

Efekty:
u jednych lepsze, u innych gorsze :?

---

jola.goc

 
Posty: 1738
Od: Śro mar 31, 2004 13:25
Lokalizacja: dolny Górny Śląsk

Post » Pt lis 24, 2006 7:17

Jolu , mocne kciuki za pacjentów sanatorium.
Mają szczęście, ze trafiło im się pod nosem takieSPA
Obrazek

tangerine1

 
Posty: 15466
Od: Nie lis 14, 2004 20:59
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza

Post » Pon lis 27, 2006 21:07

/nd. 26. 11 '06/

O tym, że mam kupić baterie do latarki, przypomniałam sobie będąc jeszcze w sklepie, a nie już przed drzwiami domu, dopiero w sobotę.
Po czym przekonałam się, że ze wszystkich naszych 3 sklepików typu “mydło i powidło” baterie ma tylko jeden. Alkaliczne po 3 zł za paluszek! To już raczej wolałabym sobie swój odciąć :ok:

Żeby w sytuacji braku światła czuć się raźniej, wyszłam na obchód dużo wcześniej, bo ok. 21. Po wyjsciu za próg okazało się, że niepotrzebnie się martwiłam, bo nawet gdybym się obwiesiła przeciwmgielnymi reflektorami, to – poza przyjemną świadomością bycia oryginalną – nic by mi to nie dało w sensie widoczności.

Przekonana, że Opatrzność celowo tak to urządziła, żeby się ze mnie ponaigrawać, postanowiłam na złość jej się nie przejmować i dziarsko ruszyłam do przodu... co rusz się potykając.
Raptem 50 m dalej, na rozstaju dróg, zamiast wsiąść na rower i pognać przed siebie jak ważka, znów stanęłam, przygnębiona dylematem wyboru trasy.
Tak jak zwykle, czyli najpierw do katakumb główną drogą, o tej porze jeszcze uczęszczaną przez samochody – odpada, bo znajdą mnie dopiero rano, i to pod warunkiem, ze mgła opadnie. Przez lasek – znajdą mnie jeszcze później, jeśli w ogóle (a koty w tym czasie...) :cry:

Ostatecznie decyduję się na dróżkę wiodącą pomiędzy krawędzią lasku a parkanem. Przynajmniej biegnie prosto i jest krótka...
Co prawda kończy się schodami, ale nie jakąś kaskadą – tylko 2 kondygnacje, z tej strony akurat w górę – i już jest się na głównym deptaku uzdrowiskowym, skąd tylko rzut beretem do parku i kanału :D

Tymczasem u stóp schodów Opatrzność wyjawiła mi swój prawdziwy zamysł...
Nie, wcale sie na nich nie wywaliłam, ani nawet się z nich nie sturlałam, ku uciesze wszechrzeczy. Nie zleciał mi ładunek z bagażnika, nie rozbryzgał się słój z mlekiem – płonne nadzieje wszystkich podśmie*wujków! :twisted:

Po prostu na szczycie schodów, na murku, na którym często karmiłam Nufkę, zamajaczyła mi sylwetka kota... Mgielna fatamorgana? Jednak nie. Cmokam, a cień nie ucieka. Zaczynam taszczyć rower po schodach, a on dalej tam tkwi, a nawet sprawia wrażenie radośnie podnieconego. Jakby na mnie czekał.
W miarę jak się wznoszę, a on się materializuje, serce bije mi coraz mocniej. I z wysiłku, i z rosnącej nadziei. Tak, to ona!!!
Nufka... Nufeńka! :1luvu: Po miesiącu. A ja już ją opłakałam, pożegnałam.
Ach, te koty.

Niestety, po przywitaniu z przerażeniem konstatuję, że Nufka chyba nie próżnowała przez ten czas. Brzuszek znów niepokojąco duży 8O
Po tym jak z zaskoczenia spadła na nas zima, ustaliłyśmy z Carmellą, że jednak wstrzymamy się z kastracją do wiosny. Zaraz potem Nufka zniknęła. Pewnie nie mogła na mnie trafić, bo miałam spory, sięgający 4 godzin rozrzut w porach karmienia, a ta bidulka nie miała gdzie na mnie czekać w taką pogodę :(

Teraz za to ładnie czeka tuż obok, na murku, już prawie godzinę, aż nagadam się przez telefon – korzystając z bliskości automatu i tego, że Ani w tych godzinach przysługują darmowe rozmowy na numery stacjonarne. Dowiaduję się o Gali, jednej z moich podopiecznych, adoptowanej właśnie przez Anię i jej męża w maju zeszłego roku.
Wiem, że Gala ma cudowny domek i rewelacyjnych opiekunów, że jest zadowolona i kochana, ale uwielbiam się ciągle w tym utwierdzać. Kochana Gala, kochany Domek! :love:

Do smutniejszej rzeczywistości przywołuje mnie tuptająca obok Nufka, cokolwiek już zniecierpliwiona. “Tobie też znajdę taki domek!” – obiecuję jej, płynąc na fali dojmującego szczęścia...

Pokonuję z rowerem, załadunkiem i tańczącym przy mnie małym cieniem dwie kondygnacje schodów – tym razem w dół, i za chwilę jesteśmy już pod blokiem. Pechowo wypuściłam wcześniej Psotka i Figla, więc ostatnie metry wlokę się z rowerem w jednej ręce, a Nufką w drugiej, bo wiem, że się ich boi.

W mieszkaniu jest zdezorientowana i wystraszona, profilaktycznie warczy na każdego kota, który się zbliża w celach poznawczych. Na szczęście wystarczy, że wypowiem z odpowiednią intonacją imię aktualnie ją napastującego, ten od razu odpuszcza.
Nufka jest inteligentna. Po kilku razach już nie warczy, tylko od razu patrzy na mnie: “Widzisz, teraz ten. No powiedzże mu coś!”
Więc ja mówię, napastnik ustępuje, a Nufka się uspokaja. Choć jednak wolałaby opuścić to dziwne miejsce, o czym donosi mi dobywanym z siebie co minutę miaukiem i wysiadywaniem pod drzwiami.
Karmię ją, uspokajam, karmię resztę kotów, żeby nie zazdrościli, na koniec podgrzewam wystygłe już mleko i zbieram do kupy rozpindrzony ładunek.

Jest 1 w nocy, gdy ponownie przekraczam próg bloku i niknę we mgle 8)

---

jola.goc

 
Posty: 1738
Od: Śro mar 31, 2004 13:25
Lokalizacja: dolny Górny Śląsk

Post » Pon lis 27, 2006 22:25

Jola, bardzo tu Ciebie brakowało. dobrze, że jesteś...

I że Nufcia wróciła... :1luvu:

Czekamy na ciąg dalszy - piszesz tak ciepło aż serducho mięknie.
Obrazek

czarna_agis

 
Posty: 4361
Od: Czw wrz 07, 2006 23:14
Lokalizacja: warszawa

Post » Pon lis 27, 2006 22:36

I pięknie, i smutno i wesoło zarazem, bo jednak znalazła się...
Jolu :aniolek:
Obrazek

dakota

 
Posty: 8376
Od: Wto lis 16, 2004 15:06
Lokalizacja: Bydgoszcz

Post » Pon lis 27, 2006 23:05

Jolu, masz nieprawdopodobny talent literacki. Naprawdę z wielką przyjemnością czyta się Twoje historie. Pisz jak najwięcej...
Z opowieści Praksedy o komórce pełnej pająków uśmiałam się do łez :lol: , choć sama brzydząc się pająków, jestem w stanie sobie wyobrazić, że wówczas nie było jej do śmiechu :?
Pozdrawiam i czekam na dalsze "odcinki"

Monia123

Avatar użytkownika
 
Posty: 70
Od: Pon paź 30, 2006 21:16
Lokalizacja: Zalesie Górne

Post » Pon lis 27, 2006 23:20

Az mi glupio kiedy wracamz piwnicy gdzie koty gonia pileczke:((

Kiedy mijam okienka piwniczne ze specjalnymi schodkami mysle o was cieplo.
To takie niesprawiedliwe...
Powinnas teraz Ty wydac ksiazeczke

Lidka

 
Posty: 16220
Od: Wto lut 03, 2004 8:57
Lokalizacja: Katowice

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 91 gości