Dziś Mrauka, chodzi po pokoju, wyłazi z pod biurka jak tylko wchodzę, mizia się, barankuje...tak, tak dziś zaczeła strzelać mi baranki, ociea się o dłonie, kolana. Boi się ak chcę ją przytulić, ale jest nieźle.
Niestety z powodu jej awersji do leczenia dostaliśmy leki na wynos, wemflon sama sobie wyrwała, więc kroplówki w jej wypadku to gorzej niż z Rudym było (cztery łapy golone i cztery próby włożenia wemflonu).
Dziś troszkę gorzej z jedzonkiem, ale nie załamujemy się, rujka też utrudnia sprawę.
Pazurki na wizycie u dr. Ewy choć przednie ciachnięte. Mrauka poznaje jeszcze lecznicę, dziś zwiała pod półke gdzie obok stała klatka, wydizeała mi się jak tylko poczuła zapach lecznicy, po powrocie do odmu wyciszyła się szybko.
Mrauka się ładnie zaczeła myć, wszystko co trzeba jest i ląduje w kuwecie.
Martwię się że dziś gorzej z piciem jest, kurcze że ona nie pozwala sobie aplikowac kroplówek, uparta złośnica
