Tak gwałtownie wywoływana do tablicy przyznam się - to widok z mojego biurowego okna
Czarnego kocura wydywałam od ponad roku, burą koteczkę od kilku miesięcy (chyba już miała kociaczki), maluszki zobaczyli szefowie i znając moje "hobby" pokazali mi. Zaczęliśmy podkarmiać, po ok tygodniu maluchy znikły, po kolejnym znów sie pokazały - cztery. Już "dojrzałe" do łapania. Nie miałabym co z nimi zrobić, na szczęście DT zadeklarowała Aga, a opiekę medyczną Ania - wielkie dzięki
No więc klatka - rano złapał się tatuś, w południe mamusia, pojechały na zabieg i w lecznicy dostały imiona - Idol i Pirania.
Na kociaki polowałam dobrych kilka dni, całe biuro kibicowało - w końcu złapały się trzy, cały czas czekamy na czwartego.