Hienka już po operacji, łazi biedniutka kroczek za kroczkiem, najwyraźniej strasznie ją boli

,pokłada się co chwilę na podłodze, ale jest grzeczna bardzo - w ogóle nie płacze i nie próbuje rozbierać się z kaftanika. Je, pije i siusia normalnie, chyba wszystko jest w porządku.
Inna sprawa, że w lecznicy na Różanej wcale nie było w porządku.

Okazało się, że Hienka będzie miała podaną zwykłą narkozę, a nie wziewną, jak mnie zapewniano( i chyba nie tylko mnie) przez telefon. Pan doktor stwierdził, że skoro jest to sterylka w ramach akcji, to na pewno nie może być to narkoza wziewna, poza tym w przypadku kotów w 99% przypadków stosuje się narkoze iniekcyjną, więc po prostu błędnie zostałam poinformowana - cóż, taki drobiazg

Nieważne, że specjalnie zapisałam Hienkę do nich właśnie dlatego, że miała być narkoza wziewna.
Kotkę dostałam z powrotem godzinę po podaniu narkozy, czyli de facto nadal w stanie głębokiego uśpienia,jedyną jej reakcją było kłapanie pyszczkiem od czasu do czasu. Dopiero po kolejnych dwóch godzinach zaczęła otwierać oczy i poruszać łapkami. Inna sprawa, że nie wierzę, że gdyby została w lecznicy do pełnego wybudzenia, ktokolwiek by jej doglądał.
W vetserwisie wyczytałam, że zwierzątko powinno mieć zalożony wenflon na wypadek, gdyby zaczęło się wybudzać i trzeba by było podać błyskawicznie kolejną porcję narkozy. W przypadku Hienki ani śladu wenflonu.
Pan doktor operujący miły i robiący wrażenie, że zna się na tym, co robi , ale generalnie odczucia co do lecznicy niespecjalnie pozytywne. Odnioslam takie niejasne wrażenie, że nie zostaliśmy powaznie potraktowani, bo przyszliśmy w ramach akcji. Albo może po prostu lacznica taka nie do końca profesjonalna
