






Decyzja o dokoceniu dojrzewała bardzo długo, poszukiwania idealnego kandydata trwały wydawałoby się w nieskończoność, i kiedy już wydawałoby się że to Ta, ktoś sprzątał nam kota sprzed nosa.
Aż Pieczarka dała nam namiary na hodowlę w której urodziło się Cudeńko, absolutnie piękna MCO która nigdy nie wygra żadnej wystawy bo ma zalomek ogonka-i ta niesprawiedliwość losu okazała się jego przysłowiowym palcem który dziabnął nas w oko

W sobotę do Rudolfa dołączy Celika:

O dokoceniu przeczytałm już wszystko co było na forum.
Feliway już siedzi w kontakcie.
Dodatkowa kuweta, miseczki, poidełko są.
Zapas karmy jest.
Zabawek tona jest.
Posłanko kupione, wypasione- u chodowcy żeby kicia uważała je za stały element życia i pachnące pierwszym domem już po przeprowadzce da jej poczucie bezpieczeństwa.
Obecnie trwa wielkie sprzatanie z inicjatywy M.
Bo kicia moze mieć alergię na kurz...za lodówką.
Zabezpieczanie gniazdek...bo kicia jest jak niemowle i wsadzi paluszek

Usuwanie zbednych rzeczy...bo potencjalnie spadną na kicie, owiną kicie, wystraszą kicie...
Taaak...a może po prostu załatwić M wizytę u psychologa

Nie pamietam aby zachowywał się tak przed narodzinami własnej córki, może to niezrealizowany do końca instynkt ojcowski?
M mówi, że ja tez podchodzę histerycznie do Rudolfa. Fakt rozczulam się jak śpi choćby teraz w promieniach słońca na parapecie i zasłania łapką oczy, jak pięć razy dziennie pytam czy aby nie jest chory bo ma zmróżone oczy i wygląda na smutnego.
Czy my nie przesadzamy troszeczkę?
Może kot to tylko kot, a nie aż Kot?
Jakby nie było Nasze Najwspanialsze na Świecie Koty będą razem już za 3 dni.
-----------------------------------------------------------------------------------
Dzień pierwszy-sobota.
Odebraliśmy Celikę rano , żeby koty do wieczora miały czas na poznawanie siebie, z nadzieję że nocą już nie będzie trzeba ich izolować.
Koteczka jeszcze w trasporterze został raz ofuknięta przez Rudolfa wiec z pewną nieśmiałością otwieraliśmy go.
Celka zwana roboczo Mruczydłem opuściła transporter z lekką obawą ale od razu włączyła traktorek.
Rezydent był w szoku:pachnie kotem, wygląda jak kot ale kotem być nie moze bo za małe. To zapewne coś do jedzenia albo w najgorszym razie do zabawy.

Celika za to olała go równo, owszem czuła respekt ale z podniesionym ogonem poszła zwiedzać mieszkanie tuż pod jego nosem.

To Rudolf wydawał sie przestraszony, zupełnie jakby zarazę roznosiła


Apetyt mieli oboje, z kuwety Młoda skorzystała dopiero w nocy.
Noc upłynęła spokojnie, obserwowały się z daleka i podsypiały w dwóch krańcach mieszkania.
-------------------------------------------------------------------------------------
Dzień drugi-niedziela.
Na wszelki wypadek Rudolf zaczął jej unikać, ostentacyjnie odwracał się jak się zbliżała, przesiadywał lub spał w miejscach poza jej zasięgiem

Apetyt dopisywał, posprawdzali co mają w miskach.
A wieczorem lody zostały całkowicie przełamane.
Pierwsze spotkanie nos w nos:

I próba wciągniecia ich do tej samej zabawy:

Rudolf pozostaje obserwatorem, ale widać że cieszy go ruch w domu, Celika jest dla Niego interesujaca jak zjawisko przyrodnicze.
Stara sie być blisko, a jak Mała uśnie podchodzi bliziutko i Ją obwąchuje.
Kiedy Mała szaleje, woli odskoczyć niz zostać staranowanym, ale potrafią juz się bawić dwoma krańcami tej samej wstążki, lub tą samą pluszową biedroną, a juz hitem jest fałda dywnu, kiedy się ja stworzy oba koty dostają świra.
W nocy chyba spali, w każdym bądź razie rano żadnych szkód w kotach i sprzętach nie stwierdzono.
-------------------------------------------------------------------------------------
Dzień trzeci-poniedziałek
Koty żyja jakby mieszkały razem od dawna.
Nie śpią wtulone w siebie tylko każde na swoim miejscu, przy czym lubią sobie te miejsca podsiadywać, podobnie ma się rzecz z jedzeniem, każde uważa że to drugie dostało coś lepszego i wymieniają się miskami


Dziś musieliśmy jechać z Celiką do weta.
Już w sobotę w dniu odbioru zauważyłam śpioszki w kącikach jej oczu i pojawiały się po każdej drzemce ale to jeszcze nic takiego zdrowy i kot i człowiek tez budzi się z odrobiną w kaciku oczu. A skoro poza tym była w swietnej kondycji i z apetytem jak wilk, nie niepokoiła mnie.
Jednak kiedy jedno oczko zaczęła mrużyć i pokichiwać -w te pędy do lekarza. Ale ten też nic konkretnego nie powiedział. Bo to albo alergia, suche powietrze, stres, reakcja poszczepienna lub wręcz wirusowa choroba - 04.03 miała druga dawkę kombajnu na koci katar. Zalecił atecortin więc zakraplamy. Nie lubi tego ale radzimy sobie z małym piskorzem

-----------------------------------------------------------------------------------
Dzień czwarty-wtorek
Oczka Małej wyglądają lepiej. Pokichiwanie jest sporadyczne niemal na perwno miał kontakt z wirusem. Nadal ma apetyt i mruczy tak, że zaczyna tapeta od ścian odpadać

Dzisiejszy dzień upłynął obu kotom na spaniu, już widzę jak poszaleją w nocy

Wydaje się, że jeszcze się nie kochają ale już lubią.
Rudolf zaglądał do Małej kilka razy w ciagu dnia i chciał się pobawić, ale skoro spała - sam zasypiał.
Chyba jestem trochę rozczarowana spodziewałam się więcej atrakcji


Ogólnie Małą rodzina jest zachwycona -to chodzący zestaw głośnomruczący i pieszczocha do kwadratu-mam nadzieję, że z tego nie wyrośnie.
Wszystkim życzę równie bezstresowych dokoceń.