Wyszłam zadowolona z hurtowi, z pakunkiem pod pachą, szczęsliwa że coś udało sie mi kupić. A tu przez drogę przechodzi mała kreaturka.
Ogromny brzuszek, tylne łapki i ogonek w śmierdzacej brązowej mazi, nad kreaturką stado much.
Auta się zatrzymały żeby kreaturka sobie spokojnie przeszła (byłam w szoku- taka kultura na wsi ) a mała podeszła do mnie i miau miau. Pani która stała obok mnie dramtycznym głosem natychmiast zabronila swoim dzieciom podchodzić do tego chorego kota

Upał duchota a ta mała z mega biegunką, ze stadem much które chcą ją obsiąść...decyzja zapadła dość szybko. Telefon do lecznicy czy mają testy na pp (biegunka była okropna, za dotknieciem z malej wylewala sie breja zabarwiona krwią. A ja nieprzygotowana

20 minut nerwowych, ale wynik testu na pp negatywny.
Mała przyjechała do mnie. Nadal walczymy z biegunkami, ale teraz mała to już nie kreaturka. Teraz to prawdziwa kocia ślicznosc.






a tu jakby komuś umkneło

Mala dostała na imię Susie. Jak zestaw który Kumpel dostał na ślub. Powinnien dostać go łącznie z małą, ale nie ma tak dobrze.On dostał jedną Susie a ja drugą. Osobiscie powiem że ja mam tę fajniejszą Susie , jego nie umie mruczeć
