
Podeszłam i po krótkiej gadce zabrałam kruszynkę od tego debila. Wtedy oczywiście wszyscy się nagle zainteresowali: a to jak tak można traktować kociaczka, a to co ja z nim teraz zrobię. Normalnie sami pomocni, tylko po czasie

Ale mniejsza o większość. Sytuacja wygląda tak: mój wet zamknięty (będzie jutro od 9), w schronisku - bo mam blisko - weta już nie ma. A ja się nie znam na takich maluchach. Wszystkie kociaki, z którymi miałam do czynienia, potrafiły już chodzić i przede wszystkim jeść, a ten wygląda, jakby dopiero co otworzył oczy...
Na pierwszy rzut oka nie wygląda na chorego - żadnej wydzieliny z oczu ani z nosa, nie kaszle, nie kicha. Chyba jest dość silny, bo jak go niosłam do domu, darł się tak, że mało mi bębenki nie popękały. Próbowałam go karmić strzykawką (mlekiem od whiskasa), ale średnio mi to szło, wypił może z 2 cm sześć. Teraz śpi w kartoniku, zawinięty w ręcznik. Co dalej robić?
Martwię się też trochę o pozostałe koty. Pół biedy, jeśli jakieś pchły przywlokłam, gorzej z wirusami. Moi rezydenci są zaszczepieni, ale dwa kociaki na tymczasie są jeszcze (wg weta) trochę za małe na kłucie, miały mieć w przyszłym tygodniu.
Pomóżcie!