Wczoraj późną nocą, dzięki uprzejmości dorotek6 i Jej Tz, dojechal do mnie z Elbląga nowy rezydent - Konik (znany i lubiany na forum, z wątku Kordonii).
Docelowo mam mieć właśnie dwa koty - Walera - roczny kastrat i Konika - kastrat dwuletni. Dodatkowo po domu biegają trzy maluchy, ale tymczasowo.
Problem polega na tym, że zamknięty w łazience Konik zabunkrował się za pralką, nic nie zjadł, choć Kordonia ostrzegała mnie przed jego wieeelką żarłocznością, co gorsza nic też nie wypił.
dał się raz bez problemu wyciągnąć siłą, potrzymałam go na rękach, okłaczył mnie, bo się biedny stresuje i gubi futro, po czym wrócił za pralkę.
Wiem, że było mnóstwo takich wątków, czytałam, ale oczywiście nie wiem: wyciągać go i karmić/poić na siłę? planuję to zrobić, jeśli nie wyjdzie do wieczora. moje gadanie do niego nic go nie rusza. będę chodzić posiedzieć z nim, ale mam wrażenie, że on jest tak strasznie zdziwiony, co się właściwie stało, że nie ma głowy do moich umizgów.
Mam go zagadywać czy dać mu spokój i czas na ochłonięcie?