Sucharek w schronisku był zaledwie parę dni, bo gdy tylko Gunia załozyła mu wątek, prawie od razu Georginia zapropnowała biedakowi domek.
W schronisku miał opiekę weterynaryją i duzo miłosci (przede wszystkim Guni

).
Goerginio, nie zapominaj, ze Sucharka znalezniono na jednej z ulic w strasznym stanie. Dorosły kot wazył 1 kg!
Jak zył, nikt nie wie. Ale na pewno bardzo cierpiał...
We wrzesniu znalazłam porzuconą na jednym z osiedli trikolorkę. Dziś jest juz naszym oficjalnym

kotem, ale chociaz minęło pół roku, Funia nadal panicznie sie boi nagłych ruchów, ludzkiej ręki... Reaguje agresją - gryzie, drapie i tak fuczy, aż pluje...
A i tak postepy uczyniła wielkie, bo kilka pierwszych tygodni u nas to było piekło - drapała do krwi, gryzła, raniła rezydentów! Sama ze stresu powaznie chorowała, bo garsciami wypadała jej siersc i kupkała krwią...
Georginio, ja myslę (jak poprzednicy), ze czas wyleczy rany. Sucharek przezył koszmarną traumę... Jest bierny, pozwala ze sobą wszystko robic... to ze strachu...
Metoda na biedaka? Duzo milosci, cierpliwosci, miziania, mówienia.
Skoro ładnie je, pije i kupka, to bojazliwe zachowanie - wg mnie - nie jest wynikiem choroby ciała, ale choroby duszy...
A te chorobe wyleczy tylko czas...