"napisz jeszcze skąd jesteś
i u jakiego weta leczysz kota
to nie był dobry pomysł z tym podawaniem hormonów, ale to pewnie już wiesz"
Jestem z Krakowa. Kotka przygarnełam 5 lat temu spod mojego miejsca pracy. To były wakacje, ktoś pewnie wyrzucił ją wyjeżdząjąc na wczasy, bo była bardzo ufna, przerażona i chodziła za każdym. 3 dni walczyłam sama z sobą czy jej nie zabrać, nigdy kota nie miałam.. Zabraliśmy ją, jeszcze wtedy z moim mężem. Okazało się, że kotka jest z "kinderniespodzianką". Za półtora miesiąca urodziła 6 kociaków, które z wielkim trudem udało się wychować i znaleźć im dom.
Wiem doskonale, że podawanie hormonów to niedobry pomysł- jestem farmaceutką. Niestety przez ostatnie lata wydarzyło się w moim życiu tyle spraw, że nie potrafiłam myśleć o sterylizacji kotki. Mam czteroletniego synka, ktorego wychowuje samotnie od samego początku. Trudno sobie wyobrazić tym, którzy nie doświadczyli samotnego macierzyństwa jak bardzo jest trudne. Mąż zostawił nas tuż po urodzeniu synka. Przez ten cały czas z trudem organizowałam nam jakoś to życie- biegajac od pracy do domu. Nie miałam głowy ani możliwości na zabieg u kotki. Synek często chorował, byłam umordowaną mamą - niewyspaną z niedowagą i nieprzytomną często ze zmęczenia. Do tego dołączyły się jeszcze moje problemy zdrowotne. W takiej sytuacji kotek- niestety schodził- na któryś tam plan.
Wiele razy przymierzałam się do tego kiedy już u nas nieco się ustabilizowała sytuacja, ale synek- chociaż kocha bardzo kotke i traktuje jak członka rodziny to jest w stosunku do niej często niedelikatny. Zwłaszcza jak był mniejszy to nie miał zupełnie wyczucia- kot znosił to bardzo cierpliwie i pozwalał sobie na wiele, ale po takim zabiegu kot powinien mieć swięty spokój! Obawiałam się, że moze niechcący zrobić jej krzywdę. W zasadzie dopiero teraz jest na tyle rozumny i nasza sytuacja ustabilizowala się na tyle, że mogę kotce taki zabieg zrobić, ale przy okazji wyszły te okropne guzki!
To już bedzie poważna operacja, nie zabieg. Nie wiem czy uda mi się izolować dziecko od kota tak długo i skutecznie- mały dość zamaszyście nadal okazuje jej swoją "miłość". Nie mam możliwości oddać dziecka do kogoś na dłużej, ale mysle ze poradze sobie. Wezme urlop.
Tylko zdziwił mnie ten brak procedur przed zabiegiem! Wiem jak wygląda u ludzi przygotowanie do zabiegu i zupełny ich brak u kotki wywołuje mój niepokój.
Martwię się o naszą kociczkę

Z uwagi na to , że ta rodzinka u nas nie jest taka jak powinna to kotek jest dla małego jak substytut rodzenstwa. Pyta o niego zawsze jak gdzies jestesmy poza domem, opowiada mu po spacerze co widział , przynosi nowe zabawki, żeby kiciuś oglądnął. A o moim przywiązaniu do kotki to już nie wspomnę.. Przez ten wieczny deficyt czasu u mnie i zaniedbanie może być źle z naszą kotką
Mały ma alergie wziewną, która ujawniła się w ubiegłym roku. Okres pylenia dosyć poważnie chorował. Niedawno miał robione testy alergiczne- immunoglobuliny specyficzne i okazało się za teoretycznie najbardziej uczulony jest na sierść kota. Lekarze zalecali pozbyć się kota. Ja uznałam, że synek nie ma żadych widocznych objawów alergicznych obcując z kotem na codzień, ponieważ po okresie pierwszych przymrozków i zakonczenia pylenia ma odstawione wszystkie leki p/alergiczne i jest zdrowy! Mimo nieprzerwanej obecności kota w swoim środowisku. Uważam, że oddanie kota zrobiłoby w naszym życiu wiecej szkody niż dobrego- kociczka na moją odpowiedzialność została. Dlatego jak sobie pomyśle, że przez to moje głupie zaniedbanie mielibyśmy ją stracić to jest mi strasznie źle...
Rozpisałam się- wiem. Ciesze się, że znalazłam to forum. Chociaż Wy mnie zrozumiecie, że po pierwsze wychowywałam niemowle razem z kotem a przeciez mogł go "udusić, podrapać, zagryźć" (ciemnota ludzka nie zna granic) i po drugie nie oddelegowałam kotki z domu za to, że teoretycznie dziecko jest na siersc kota bardzo uczulone. Tak czuję, że zrozumiecie i nie bedzie uwazac za dziwaka.. Pozdrawiam i czekam na jakies porady