» Sob gru 10, 2005 13:03
dotąd myślałem, że życie to cierpienie...
byłem bardzo złym kotem
mało pamietam z beztroskiego dzieciństwa
mama, zapach mleka
później to wszystko prysło jak czar
i zaczeło się moje prawdziwe życie...
chyba zasłużyłem na taki los, nie wiem...
niewiele pozostało we mnie radości
smutek wypełnił moje wszystkie dni
modliłem sie o śmierć
juz nie chciałem cierpieć
mój pan założył mi szeleczki
piękne, nosiłem je dumnie
choć czasem zapominał je zdjąć...
mijały miesiące - ból stawał się nie do zniesienia
gniotło, zabierało dech
ale nosiłem te szeleczki
dumnie...
mój pan czasem zapominał dac mi jeść
miałem nie urosnąć by szeleczki nie zrobiły się za małe...
bolało
ale byłem cichutko
pewnie byłem złym kotem
musiałem odpokutować
cichutko, nie żaląc się nikomu prosiłem o śmierć
modliłem się, lecz nikt nie słyszał
widac tak miało być
szeleczki wrosły na stałe
pan o mnie zapomniał
byłem już bliski odejścia
gdy w tunelu zapaliło się światło
ktos zabrał mnie, uwolnił
już mogę oddychać
i chcę
już nic nie dusi
chcę żyć, mówią, że jestem biedny
nie jestem
jestem szczęśliwy
choc słaby, zaczynam przypominac sobie tę beztroskę z dzieciństwa
i wierzyć, że jestem dobrym kotem,
że zasługuję na miłość
że gdzieś teraz w czyimś sercu powoli zapala się światełko
że ktoś zaczyna mnie kochać
że ktoś zabierze mnie i już nigdy nie będe cierpiał
bo nie jestem zły
chcę tylko trochę miłości...
szukam odrobiny miłości...