Odwiedziłam dziś nasze miejscowe schronisko. Nie chcę na ten temat się za bardzo rozwodzić, bo cóż tu dużo mówić - wiemy, niestety, jak wyglądają rodzime schroniska. Krótko mówiąć: bród, smród i ubóstwo. Nie mogłam za bardzo "pozwiedzać" tego miejsca, ponieważ pracownicy byli bardzo zajęci, jednak poprosiłam panią kierownik, by pokazała mi przynajmniej małe kociaki... i załamałam się

Małych kociaków jest do oddania ok. 20 - nie zdążyłam dokładnie policzyć, ale gdy tylko weszłam do pomieszczenia, w którym się znajdują miałam wrażenie, że koty są wszędzie

Maluchy mają zaropiałe oczka i okropny katar - jak się dowiedziałam schroniskowy wet przychodzi "raz na jakiś czas", ponieważ... jest już na emeryturze.
Kurcze, ja nie mam pojęcia jak tym kociakom pomóc! Nie mam możliwości zrobić im zdjęć (nie mam cyfrówki), ale są one naprawdę śliczne (większość z nich czarne z białymi "plamkami", kilka tzw. szaro-burych). Może ktoś chciałby przygarnąć kociaka? Jeśli przeszkodą byłoby tylko to, że nie chcecie brać przeziębionego kotka, to ja mogę zagwarantować, że pójdę z nim wcześniej do weterynarza i jeśli będzie trzeba kotka wyleczyć, to zrobię to.