» Nie lip 14, 2002 22:21
Taaak. Cieszę się rokiem mojego zakocenia, a dzisiaj strzeliłam numer...
Dzisiaj o mały włos, przez brak wyobraźni, mogłam zgubić Kitkę...
A było to tak. Pojechałam z Kitką na niedzielny obiad do moich rodziców. Tam są lufciki starego typu, tuż nad parapetem, a w nich zamontowane pionowe stalowe druty. Część lufcików zamknęliśmy, ale jeden został otwarty, bo wydawało mi się, że odstępy między drutami są wystarczająco małe i bezpieczne.
W pewnej chwili zobaczyłam Kitkę przeciskającą się między tymi prętami w lufiku. Kiedy do niej doskoczyłam, większość kota była już na zewnątrz. Przełożyłam ręce między drutami i ją chwyciłam, ale całe Kitka była już na zewnątrz, na blaszanym parapecie.
Parter, nisko, ale gdyby Kitka wyrwała mi się i zeskoczyła na trawnik, to mogła pójść wszędzie - pod zaparkowane samochody, w krzaki, na drzewa, między bloki...
Trzymałam kota na tym parapecie rękami przełożonymi między prętami i kombinowałam co robić. Otworzyć połowy okna szybko się tam nie da, bo są dodatkowe śruby. Rozgięcie stalowych drutów też nie wchodziło w grę.
Na szczęście Kitka dała się trzymać, nie stawiała żadnego oporu, pozwoliła się bezwolnie odkręcić łbem w stronę mieszkania i wepchnąć znowu między te pręty. A potem już sama się przecisnęła z powrotem...
Uff... nie powiem, spociłam się z wrażenia nieźle.
Zmierzyłam potem odstęp między drutami: 6-7 cm.